Sceny wokół Zespołu "Mazowsze"

W zabytkowym parku w Karolinie, tuż obok pałacu będącego starą siedzibą Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze piętrzą się sterty materiałów budowlanych. Tablica na bramie groźnie ostrzega: "Teren budowy. Wstęp zabroniony". Zza płotu widać uwijających się ludzi i maszyny, a tuż przy ogrodzeniu sterczy kikut wyciętego zdrowego drzewa. Na ogrodzeniu wisi baner informacyjny regionalnego programu unijnego z napisem: "Zabytkowy Park Mazowsza Wizytówką Regionu". Park oczywiście podlega ochronie konserwatora zabytków.

W tym oto parku dyrekcja "Mazowsza" przystąpiła do realizacji inwestycji polegającej na utwardzeniu terenu pod sezonową scenę mobilną. Ma to być, bagatela, ok 1400 metrów kwadratowych zalane tysiącami ton betonu. Na tym klepisku ma stanąć mobilna scena, którą na dobrą sprawę można przetransportować i ustawić wszędzie, nawet na terenie nieutwardzonym. Po co zatem ta dewastacja zabytkowego parku? Okoliczni mieszkańcy protestują. Protestują zaś przede wszystkim dlatego, że ta daleko idąca ingerencja w naturalne środowisko będzie miała znacznie większy zakres oddziaływania i zdecydowanie pogorszy warunki ich życia. Znają to z własnego doświadczenia bo w ostatnich latach wokół "Mazowsza" dzieje się dużo i ma to coraz mniej wspólnego z kulturą i sztuką, a zmierza zdecydowanie w stronę priorytetowo potraktowanej komercji.

W funkcjonującej już Karczmie odbywają się imprezy na zlecenie firm. Głośna muzyka jest słyszalna nawet w odległym o 5 kilometrów Nadarzynie. Zakłócenie nocnej ciszy i niewłaściwe zachowania uczestników tych imprez były niejednokrotnie przyczyną interwencji policji ze skutkiem "różnym", jak to określają okoliczni mieszkańcy. Nowy obiekt ma tę uciążliwość jeszcze zwiększyć tym bardziej, że zaprojektowano go w odległości kilkudziesięciu metrów od najbliższych domków. Protest sąsiadów zatacza coraz szersze kręgi i wreszcie w dniu 10. kwietnia doszło do spotkania mieszkańców z dyrektorem Mazowsza Włodzimierzem Izbanem oraz burmistrzem Brwinowa Arkadiuszem Kosińskim. Tamta strona planowała spotkanie w gronie trzech osób, ale ostatecznie ustąpiła pod naporem zainteresowanych, przybyłych w liczbie 10-krotnie większej. Mimo pewnych trudności udało mi się również znaleźć na sali.

Sprawa na pewno nie jest prosta. Mieszkańcy stawiają zarzut, że decyzja budowlana została przez Starostwo Powiatowe w Pruszkowie wydana z naruszeniem prawa. Wnioskodawca, poprzedni dyrektor Mazowsza, nigdzie bowiem we wniosku nie ujął zamiaru ulokowania tam sceny sezonowej, która w projekcie pojawiła się gdzieś "po drodze" w terminie późniejszym. Również opinie wydane przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska oraz Sanepid nie wymieniają tego elementu inwestycji. To zaś, jak podtrzymują mieszkańcy, stanowi głęboko idącą ingerencję w warunki ich codziennego życia. Kwestionują też zamiar utwardzania terenu betonem, podczas gdy decyzję uzyskano przy argumencie użycia kruszywa i innych materiałów naturalnych. Zdecydowanie nie zgadzają się z tym, że wnioskodawca określił teren jako rzadko zabudowany, podczas gdy sąsiedztwo Mazowsza to kilkaset domów w dość gęstej zabudowie jednorodzinnej i willowej.

Trzygodzinne spotkanie uzmysłowiło jego uczestnikom, że o porozumienie będzie niezmiernie trudno. Szkoda, że przynajmniej umiarkowaną zgodność intencji stron uzyskano dopiero pod koniec, kiedy wszyscy już byli zmęczeni przerzucaniem się argumentami. Dużo czasu zajęły drobne utarczki na tle nieścisłości w używanej terminologii, z pominięciem meritum sprawy. Obrońcy projektu szukali przede wszystkim argumentów na rzecz zanegowania zasadności protestu. Wydaje się, że nie będzie jednak innego wyjścia jak zaskarżenie decyzji budowlanej i wystąpienie o wstrzymanie inwestycji. Dyrektor Izban ze wsparciem prawnika oraz burmistrz Kosiński argumentowali nienaruszalnością projektu unijnego jako warunkiem udzielonej dotacji, choć na samym wstępie dyrektor wyjaśnił, że cały szereg zmian w projekcie jednak wprowadził. Przykład odejścia od projektu toalet samoczyszczących na rzecz klasycznych zabrzmiał, powiedzmy bardziej humorystycznie niż przekonująco.

Mieszkańcy nie mogą i nie chcą pogodzić się z faktem, że tak wielki projekt, ingerujący w naturalne środowisko, naruszający zabytkową substancję przyrodniczą i kulturową oraz mający znaczny wpływ na warunki życia mieszkańców, może zyskać akceptację władz dla realizacji typowego projektu „zza biurka”, bez uprzedniego przeprowadzenia szerokiej społecznej konsultacji. Z pewnym oburzeniem przyjęli wyjaśnienie, że konsultacje były i to bardzo liczne... z rozmaitymi instancjami, w liczbie około trzydziestu. Żywotne interesy samych mieszkańców nie były brane pod uwagę. Zdecydowanie kłóci się to z ideą społeczeństwa obywatelskiego, które chce mieć wpływ na kształtowanie i rozwój swojego otoczenia, również w dziedzinie tworzenia dla publicznego dobra. To w końcu jest ich mała ojczyzna.

Jeden z uczestników spotkania powołał się na dokument "Strategia Rozwoju Województwa Mazowieckiego do roku 2020, przyjęta przez Sejmik Województwa Mazowieckiego uchwałą nr 78/06 w dniu 29 maja 2006 r." Czytamy w nim : " Założenia projektu, polegającego na rozbudowie infrastruktury kulturalnej Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze o nowoczesną salę widowiskową wraz z wyposażeniem, są spójne z następującymi celami strategicznymi: - cel strategiczny: budowa społeczeństwa informacyjnego i poprawa życia mieszkańców. Poprawa dostępu do wysokiej jakości usług kulturalnych..."

Mieszkańcy byliby nawet skłonni swe postulaty ograniczyć do niezbędnego minimum. Są to często byli członkowie Zespołu Mazowsze lub jego pracownicy. Wszystkim leży na sercu dobro tej wielce zasłużonej placówki. Argumentują, że choćby tylko przesunięcie tej utwardzonej powierzchni do innej części parku, położonej na tyłach pałacu, zmniejszyłoby uciążliwość w postaci hałasu zakłócającego domowy mir sąsiadów a jednocześnie pozostawiłoby niezmieniony zakres zatwierdzonego projektu. Nie chcą przyjąć argumentu dyrektora Izbana, że realizuje projekt swojego poprzednika i nie jest władny jego zakresu zmieniać. Chcą też pisemnych gwarancji dyrekcji co do zgodności intencji. Uzyskali na razie niewiele. Dyrekcja wprawdzie zgadza się z pomysłem wprowadzenia zasady, że duże imprezy mogłyby się odbywać jedynie za zgodą okolicznych mieszkańców, ale jest to zasada tak ogólnikowa, że wymaga dopiero dalszego szczegółowego dopracowania. Być może uda się po tym spotkaniu doprowadzić do skutecznego wyciszenia agregatu prądotwórczego ustawionego w najbardziej bezsensownym miejscu i od lat dającego się we znaki jednemu z sąsiadów. Historia nieskutecznych prób wyciszenia generatora sięga swymi korzeniami 2006 roku. Te bardzo niewielkie ustępstwa na rzecz spokoju sąsiadów, stanowią jednak pozytywny znak, że pierwszy krok w kierunku porozumienia wykonano. Pora na kolejne.

Mam przed sobą kopię pisemnego protestu mieszkańców oraz architektoniczną zdecydowanie negatywną opinię projektu, obnażającą naruszenie prawa w trakcie jego uzyskiwania. Tutaj następuje konfrontacja argumentów formalnych i prawnych. Wynika z tego, że nawet jeśli Urząd Gminy i Starostwo Powiatowe nie wydały tej decyzji w złej wierze, to w najlepszym wypadku zostały wprowadzone w błąd przez wnioskodawcę i ewentualnie nie dopełniły staranności w rozpatrzeniu wniosku. Mam też dyktafon z nagraniem ze spotkania w Mateczniku. Po raz kolejny słucham wystąpienia jednego z sąsiadów Mazowsza. To pan Henryk Bielski, reżyser związany z Mazowszem od dziesięcioleci, autor dokumentalnego filmu o Zespole, znany szerszej publiczności m in jako twórca "Ballady o Januszku". W swoim długim emocjonalnym wystąpieniu przypomniał historię i czasy świetności Mazowsza, znanego na całym globie i oklaskiwanego przez największych możnych tego świata. Nie posługiwał się argumentami prawnymi. Apelował do serc. Istota jego apelu sprowadzała się do tego, by w tym szczególnym miejscu pozostał duch jaki zagnieździł się tu dzięki twórcom Mazowsza Tadeuszowi Sygietyńskiemu i Mirze Zimińskiej.

Pan Henryk nie ukrywał wzruszenia, kiedy wspominał, jak to na plenerowej scenie w parku przed amfiteatralną „podkówką” Irenka Santor śpiewała „Ptaszka” bez mikrofonu, a w stojącej nieopodal altance pani Mira piła herbatę i stamtąd udzielała uwag. A dookoła w każdej alejce stały wielkie wazony z kwiatami. Na zakończenie zaapelował, by odstąpić od pomysłu przeniesienia pomniczka upamiętniającego Tadeusza Sygietyńskiego z tego miejsca, gdzie z woli pani Miry został postawiony.

Czy fenomen „Mazowsza” i duch tego miejsca zginie zalany betonem i zabudowany hotelami, karczmami oraz domkami myśliwskimi? Czy pod ostrzem mechanicznych pił padną wiekowe drzewa, świadkowie tamtych czasów, ludzi i zdarzeń? Determinacja mieszkańców pozwala mieć nadzieję, że tak się nie stanie. O przebiegu sprawy będziemy naszych Czytelników informować na bieżąco.
 
Polub nas na Facebook


To może Cię zainteresować: