W czasie, gdy wszyscy rolnicy w Polsce (i nie tylko rolnicy) marzą o deszczu, chyba tylko w jednym Milanówku „gospodarze miasta” każde kilkanaście milimetrów opadu odbierają jako klęskę (często jest to rzeczywista klęska).

Już do znudzenia jesteśmy bombardowani informacjami o zalewanych ulicach. Tu sprawa jest jasna: braki inwestycyjne, wadliwe inwestycje lub tylko źle utrzymywane. Samowola inwestorów, lekceważących podstawowe zasady Prawa Wodnego, połączona z pobłażliwością władz wykorzystujących każdą okazję do nic nie robienia. Bez trudu mógłbym to uzasadnić w oddzielnym artykule.

Dziś będzie o czym innym: o tym, jak zwykły czerwcowy deszcz (w naszym klimacie czerwiec i lipiec są to miesiące z największą średnią sumą opadów, dwa razy większą niż kwiecień i prawie 2 razy większą niż listopad) staje się klęską dla kultury masowej miasta. To oczywiście skrót myślowy. W rzeczywistości niemal każda klęska ma dwoje rodziców: strukturalny bagaż zaniedbań, bezmyślności, ryzykanckiego woluntaryzmu i wielu innych grzechów przeciw roztropności i wyzwalacz w postaci zdarzenia losowego (np. naturalnego w przyrodzie deszczu). Gdy dochodzi do połączenia tych dwóch czynników, na nic się zdadzą wysiłki i poświęcenie najwspanialszych ludzi. Jestem pełen podziwu i uznania dla pracowników Milanowskiego Centrum Kultury za trud i inwencję w organizowaniu niedzielnej imprezy pod hasłem „Powitanie Lata”. Deszcz sprawił, że odwołano główną atrakcję sportową, Mistrzostwa Polski MTBX. Przedpołudniowy deszcz sprawił, że nie było tłumów ani w ciągu dnia, ani na koncercie Natalii Nykiel, ale jestem daleki od opinii pojawiającej się na FB, że jest to porażka organizatorów. Zrobili, co mogli a ci co przyszli, mimo niepogody, też mieli dobrą wolę.

Można jednak mówić o klęsce - klęsce propagandowej włodarza miasta. Gdyby na powitanie lata w Milanówku czekała pływalnia, kawiarnie z ogródkami, sensownie zagospodarowany i żyjący „Zielony dołek”, wreszcie Centrum Kultury z zapleczem a na Turczynku korty tenisowe, jedna plenerowa impreza, pokrzyżowana przez deszcz, nie byłaby w ogóle zauważona. Przez całą kadencję pani Burmistrz gardziła imprezami na Turczynku, preferując ulice z lat 20. – i ludzie do tego przywykli, aż tu nagle o pieniądze na organizowaną ad-hoc imprezę pani Burmistrz wystąpiła do Rady Miasta dopiero 22 maja b, r. (https://www.youtube.com/watch?v=MPCizm3-AqY około godz. 1:38:00). Gdy ją zrobiono dla celów efekciarskich i stała się sztandarem, a zarazem jedynym „orężem”, to trudno byłoby wyreżyserować równie  spektakularną klapę.

Wyzwalaczem klęski – deszczem – nie będę się zajmował, od tego są hydrometeorolodzy.

Najpierw porozmawiajmy o tym, na co ten deszcz spadł. Na początek drobiazg z najbliższego otoczenia: to dobrze, że spadł deszcz; gdyby nie on, to z wypalonej do ostatniego źdźbła trawy tłum depczących ludzi zrobiłby taki tuman kurzu, że dusiliby się nie tylko astmatycy. Drobiazg drugi: w Grodzisku Maz. przy niewiele lepszej aurze, dzień wcześniej, imprezy nad Stawami Walczewskiego zwabiły tłumy mieszkańców, a także wielu zainteresowanych z Milanówka – ale nietaktem byłoby porównywać warunki, w jakich odbywało się to w obu miastach. Niestety, „kuchnie polowe” rozstawione na pustym placu Turczynka wśród prowizorycznych „dekoracji” straganów przy słabej frekwencji musiały wyglądać żałośnie i na nic zdało się poświęcenie animatorów z MCK. Aranżacja przestrzeni w Grodzisku jest taka, że nawet „zaludniona” tylko jedną parą zakochanych miałaby swój urok.

A teraz przejdźmy do źródeł i okoliczności, które sprawiają, że „klęski” spowodowanej porannym deszczem nie daje się nie zauważyć, bo dla wielu Milanowian stała się symbolem kilkuletniej miejskiej degrengolady.

O tym, że nadzór budowlany polecił wyłączyć z eksploatacji Teatr Letni wiedziano już przed wakacjami 2015 roku. I tak budynek nadający się do rozbiórki, stoi od trzech lat. Przez trzy lata Pani Burmistrz zwodziła mieszkańców nieprawdami na temat decyzji konserwatora, obietnicami, konkursami na lokalizację (które miały „prowokować” do aktywności, a prowokowały do kpin). Nawiasem, ciekaw jestem dlaczego nie pytano w ankietach mieszkańców, czy są za przeniesieniem kortów na Turczynek? Czyżby znano niechcianą odpowiedź? Przecież miałoby to kapitalne znaczenie dla możliwości budowy prawdziwej siedziby MCK w  dotychczasowej lokalizacji. Od niedawna rozpoczyna się karkołomną adaptację byłego przedszkola przy ul. Warszawskiej 18 na cele MCK, pani Burmistrz tłumaczy, że budowa siedziby centrum kultury „nie jest najpilniejszą potrzebą” (na posiedzeniu Komisji Kultury - 23 listopada 2017 r.-w odpowiedzi na pytanie p. Ewy Kubackiej https://www.youtube.com/watch?v=iZAQoA7nHWY od 1:28:48), po to, aby pól roku później mamić mieszkańców Milanówka wizjami „nowego centrum kultury” wygenerowanymi przez studentów architektury. Przecież w roku wyborczym mieszkańcy nie darują władzy, że przez tyle lat nie znalazła pomysłu na siedzibę Centrum Kultury z prawdziwego zdarzenia, więc trzeba kolejnego królika wyciągać z kapelusza. Czy to jest postawa gospodarza dbającego o powierzone mu mienie miasta?

Z szumem uruchamiamy „Miejskie Podwórko”. W MIEŚCIE-OGRODZIE? Na ruinach basenu kąpielowego pracownicy MCK z poświęceniem starają się stworzyć z niczego coś atrakcyjnego i ożywczego. Są dzielni, tylko ruiny basenu – urągowisko! A na wizję centrum rozrywki w tym miejscu, z ekologicznym basenem, wydano publiczne pieniądze https://www.obiektywna.pl/Milanowek/opowiem-piekna-bajke.

T-Art próbował na tle ruin willi Turczynka organizować przedstawienia teatralne. Pomysły mieli ciekawe, tylko znów, jak wyrzut sumienia, na pierwszy plan wybijają się odpadające tynki, wybite okna i żałośnie zwisające rynny. Widzowie, bardziej troszczyli się o bezpieczeństwo aktorów grających na zrujnowanych schodach niż o losy bohaterów teatralnych. A gospodarz Turczynka?

Uparte zabiegi miłośników „Walerii”, aby utrzymać ją przy życiu poprzez wydarzenia kulturalne, stają się coraz bardziej żałosne. O ile 8-9 lat temu Milanowski Uniwersytet Trzeciego Wieku mógł w „Walerii” (we wnętrzach i na tarasie) zorganizować dwukrotnie spektakle w ramach FOO, to dziś niemal całą „Walerię” trzeba obchodzić z daleka, a dysonans między wystawianymi obiektami sztuki, a obskurnym tłem ścian jedynej dostępnej pracowni odbiera przyjemność obcowania z tymi pierwszymi. A gospodarz „Walerii”?

I tak jak w domu, który przeżywa poważny kryzys, stłuczenie przypadkiem szklanki urasta do tragedii, tak deszcz na imprezie na Turczynku stał się symbolem tego, co chciano zagłuszyć hałaśliwą imprezą – nieudolności w rozwiązywaniu istotnych problemów miasta.

Polub nas na Facebook