Karać, czy przeciwdziałać?

Co się dzieje w polskich więzieniach? Takie pytanie zadają sobie Polacy po ostatnich niechlubnych wydarzeniach, które miały miejsce w polskich więzieniach: samobójstwie dwóch bandytów zamieszanych w porwanie Krzysztofa Olewnika i po głodowej śmierci Rumuna. Czy za kratami jest bezpiecznie, czy ktokolwiek zajmuje się resocjalizacją osadzonych, jakie są efekty resocjalizacji?
 
W medialnych dyskusjach poświęconych polskiemu więziennictwu padają bardzo mocne stwierdzenia, np. polskie więzienia są jak oczyszczalnia ścieków, z której wypływają ścieki bardziej zanieczyszczone od tych, które miały być poddane oczyszczeniu. To właśnie te dyskusje skłoniły mnie do podzielenia się z Państwem moimi wrażeniami ze spotkań z ludźmi, którzy bardzo często społecznie podejmują działania po to, by w więzieniach było mniej recydywistów i by za kraty trafiało mniej „skłóconych z życiem”.
 
W trzecią rocznicę śmierci Jana Pawła II
 
Kiedy kilka dni po Świętach Wielkanocnych zadzwonił do mnie radny powiatowy Andrzej Olizarowicz i zapytał, czy chcę pojechać do Aresztu Śledczego przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, gdzie będzie koncertował Chór Lacrimosa z Parafii Matki Bożej Bolesnej w Milanówku – zgodziłam się natychmiast, dziękując za zaproszenie.
Powody były dwa. Zawsze interesowałam się tym, co dzieje się za więziennymi kratami, a poza tym słuchanie Chóru Lacrimosa to dla mnie wielka przyjemność.
Sobota, 5 kwietnia, godzina 11.30. Spod kościoła w Milanówku rusza autokar z chórzystami i jego dyrygentem – siostrą Genowefą Bakałarz.
Czas podróży do Warszawy wypełnia ostatnia próba przed koncertem. Śpiewamy wszystkie pieśni, które są w programie koncertu.
Wchodzimy za bramę więzienia, gdzie oczekuje nas pani Justyna, krzewiąca kulturę wśród osadzonych. Pani Justyna zna dobrze siostrę Genowefę i Andrzeja Olizarowicza, nie jest to bowiem pierwszy koncert chóru Lacrimosa w tym miejscu. Poprzednio chór koncertował 30 stycznia. U strażnika pozostawiamy dowody osobiste, telefony komórkowe i aparaty fotograficzne. Jesteśmy prowadzeni na drugie piętro do sali koncertowej. Tu czeka na nas poczęstunek: kawa, herbata i kilka rodzajów ciast. Przed koncertem mam kilkanaście minut, by podziwiać wystrój sali koncertowej i wystawę przygotowaną przez osadzonych, poświęconą Papieżowi Janowi Pawłowi II. Przecież przed dwoma dniami minęła już trzecia rocznica jego śmierci.
Z inicjatywą przygotowania wystawy wystąpili sami osadzeni. Piękne grafiki, z których patrzy na nas Ojciec Święty. Ich twórcami są sami osadzeni. Wiele grafik zdradza prawdziwy talent twórców. Na ścianach wybrane przez osadzonych cytaty z papieskich encyklik zmuszają do refleksji. - W przygotowaniu wystawy uczestniczyło aktywnie dziesięciu osadzonych - informuje mnie pani Justyna. - To była ich inicjatywa.
Na salę wchodzi około 50 osadzonych, zajmują miejsca, oklaskami witają artystów z Milanówka i rozpoczyna się piękny koncert. Wśród widzów jest również kapelan więzienny i prowadzący grupę AA (anonimowych alkoholików). Kilkanaście pieśni przeplatanych jest recytacjami wierszy, napisanych przez autorów z całej Polski. Wiersze są poświęcone osobistym przeżyciom ich autorów, związanym z życiem i śmiercią Jana Pawła II.
Koncert kończy Barka, śpiewana razem z osadzonymi, przy akompaniamencie skrzypiec, na których gra pani Justyna. Osadzeni nie szczędzą oklasków. W czasie koncertu dyskretnie spoglądałam na ich twarze. Widzę na nich wzruszenie, ale i refleksyjne skupienie. Z jednym z osadzonych udało mi się chwilkę porozmawiać. Inteligentna twarz, piękny sposób wysławiania się. Trafił tu w listopadzie ubiegłego roku. Za kratami spędzi 6 lat. Nie miałam odwagi zapytać, co było powodem. Odnoszę wrażenie, że jest bardzo rozgoryczony. Na pytanie, dlaczego zgłosił się na koncert, odpowiada, że każde tego typu wydarzenie daje złudzenie, że czas biegnie szybciej.
Po koncercie rozmawiam jeszcze chwilę z panią Justyną. Wypowiedzi świadczą o jej ogromnym zaangażowaniu. Opowiada mi o swojej pracy z osadzonymi, daje 3 egzemplarze miesięcznika kulturalno-społecznego aresztu śledczego „Nasze Remedium”. Jest jego redaktorem naczelnym. W zespole redakcyjnym kilku osadzonych. Piękne teksty, o różnej ciekawej tematyce, wiersze świadczące o głębokim przeżywaniu tego, co się stało z ich autorami, zdjęcia bardzo ciekawych prac plastycznych. Żegnamy się w pośpiechu, obiecując, że jeszcze tu wrócimy.
 
15-lecie Bractwa Więziennego
 
Prawie biegniemy do Sanktuarium św. Andrzeja Boboli przy ul. Rakowieckiej, gdzie za chwilę rozpocznie się msza św., którą swym śpiewem ma uświetnić Chór Lacrimosa. Msza kończy doroczny zjazd Bractwa Więziennego. W tym roku Bractwo obchodzi 15-lecie swego powstania. Bractwo ma swój status prawny, jest włączone do międzynarodowej rodziny stowarzyszenia Prison Fellowship International. Jego członkami jest prawie 700 wolontariuszy z całej Polski, wspierających księży w ich pracy ewangelizacyjnej za więziennymi murami. W koncelebrowanej przez sześciu księży mszy św., której przewodniczy założyciel Bractwa ks. dr Jan Sikorski, uczestniczy kilkuset wolontariuszy i kilku byłych więźniów, którzy pod koniec mszy mówią otwarcie o swoim życiu przed więzieniem i po wyjściu zza krat, czasem po spędzeniu tam kilkunastu lat. Dziękują wolontariuszom za ich trud, dając swoim nowym życiem świadectwo, że ich praca nie idzie na marne. Ksiądz Jan Sikorski dziękuję Chórowi Lacrimosa za piękną, artystyczną oprawę mszy św. Podziękowań jest wiele. Jedno z nich wymienię, gdyż było kierowane do naszego radnego powiatowego Andrzeja Olizarowicza, honorowego członka Bractwa Więziennego, który wspiera działalność Bractwa, między innymi poprzez przygotowywanie różańców rozdawanych więźniom. Kolejna partia różańców jest święcona na zakończenie mszy św. Zabierają je wolontariusze i przekażą swoim podopiecznym.
 
Wybieram Wolność
 
O tym, że praca z więźniami daje efekty, świadczy swym obecnym życiem Marek Ksieniewicz, współtwórca Fundacji Wybieram Wolność i jej dyrektor zarządzający.Miałam okazję go poznać, dzięki Andrzejowi Olizarowiczowi, w środę 16 kwietnia. Przyjechał do Zespołu Szkół przy ul. Wójtowskiej w Milanówku, gdzie w ramach działań prowadzonych w tygodniu „bezpieczny powiat” spotkał się z młodzieżą 2 klas licealnych, opowiadając o swoim życiu, dając młodzieży świadectwo skutków dobrych i złych wyborów. Mówił wprost, ich językiem, nie moralizował, a jedynie przestrzegał, operując przykładami z własnego życia. Na zakończenie wyświetlił film, który o nim zrealizowała telewizja TVN24. Młodzież słuchała z zainteresowaniem. Widać było, że to co mówi, do niej trafia, że pozostanie na długo w pamięci.
Kim jest Marek Ksieniewicz? Ma 44 lata, pisze pracę magisterską z psychologii na Uniwersytecie im. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Założył rodzinę. W czerwcu urodzi mu się córeczka. Fundacja, której jest współzałożycielem, prowadzi pracę z trudną młodzieżą. Pan Marek chce ich ustrzec przed tym, co było jego udziałem. 15 lat w więzieniach Polski, Niemiec i Rosji. Pistolet przystawiony do czoła w lesie pod Smoleńskiem. Jak sam mówi, prowadził bardzo bujną działalność przestępczą. Było tam wszystko, poza gwałtem i zabójstwem. Więcej wiadomości o jego działalności mogą Państwo uzyskać na stronie www.wybieramwolnosc.org.pl Szkoda, że w tygodniu „bezpieczny powiat” tylko szkoła przy ul. Wójtowskiej „miała odwagę” zaprosić pana Marka. Tydzień „bezpieczny powiat” zaraz się skończy, ale może warto poświęcić trochę czasu, by zastanowić się, w jaki sposób ustrzec naszą młodzież przed niebezpieczeństwami otaczającego ich świata. Wydaje się, że właśnie takie spotkania z ostatnimi klasami gimnazjów i klasami licealnymi mogą dać najlepszy efekt.

 
Polub nas na Facebook
Zobacz galerię: Współpracują z osadzonymi


To może Cię zainteresować: