Spotkanie w Stawisku

Spotkanie rozpoczęła ciekawa rozmowa z autorem, prowadzona przez krytyka literackiego – Agnieszkę Papieską. Radosław Romaniuk podkreślił, że poświęcając książkę 4 kobietom: Nadieżdzie Mendelsztam, Annie Iwaszkiewiczowej, Zofii Tołstojowej i Marii Kasprowiczowej.
 
Były to żony wybitnych twórców, z których trzech (poza Kasprowiczem) uważa za geniuszy – chciał pokazać, że kobiety te, mimo silnych osobowości partnerów nie świeciły jedynie światłem odbitym. Były w stanie wykreować wyraziste osobne istnienia.
Po rozmowie z Radosławem Romaniukiem przyszła kolej na rozmowy , a właściwie zwierzenia pp. Marii i Teresy. Rozmowę z córkami Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów prowadziła bardzo sympatycznie p. Małgosia Bojanowska – kustosz muzeum. Córki wspominały czasy swojego dzieciństwa, mówiły o ich związkach emocjonalnych z rodzicami, o różnicach w sposobie wychowania dzieci w czasach ich dzieciństwa i obecnie. Babcię, Annę Iwaszkiewiczową bardzo ciepło wspominała wnuczka, córka Marii.
Fragmenty książki, poświęcone Nadieżdzie Mendelsztam oraz Annie Iwaszkiewiczowej czytał aktor Andrzej Precigs.
Mam świadomość, że życiorys i twórczość Mendelsztama jest mało znana polskiemu czytelnikowi, dlatego też kilka słów ten temat. Osip Mendelsztam urodziła się w 1891r w Warszawie W latach 1907 -1909 studiował na Sorbonie, następnie literaturę francuską w Niemczech, zaś w latach 1909 – 1917 filozofię na uniwersytecie w Sanki Petersburgu. Jako poeta debiutował w 1910 r. Sławę zyskał trzy lata później zbiorem wierszy Kamień. W 1928 r został wydany, ostatni za jego życia, tom wierszy.
Stalinowski terror uniemożliwił wydanie pisanych przez niego później wierszy. W latach 1934 – 1937 Mendelsztam przebywał na zesłaniu w Czerdyniu (na osobisty rozkaz Stalina), a następnie został przeniesiony do Woroneża gdzie zmarł. Wiersze te zachowała w pamięci jego żona. I to dzięki niej zostały wydane. Poniżej wiersz, który przyczynił się do tej zsyłki w efekcie śmierci poety.
 

Żyjemy tu, nie czując pod stopami ziemi,
Nie słychać i na dziesięć kroków, co szepczemy,
A w półsłówkach, półrozmówkach naszych
Cień górala kremlowskiego straszy.
Palce tłuste jak czerwie, w grubą pięść układa,
Słowo mu z ust pudowym ciężarem upada.
Śmieją się karalusze wąsiska
I cholewa jak słońce rozbłyska.

Wokół niego hałastra cienkoszyich wodzów:
Bawi go tych usłużnych półludzików mozół.
Jeden łka, drugi czka, trzeci skrzeczy,
A on sam szturcha ich i złorzeczy.
I ukaz za ukazem kuje jak podkowę –
Temu w pysk, temu w kark, temu w brzuch, temu w głowę.
Miodem kapie każda nowa śmierć
Na szeroką osetyńską pierś.

Polub nas na Facebook


To może Cię zainteresować: