Polityczne małżeństwo w samorządzie

Aby zdobyć większość i decydujący głos w samorządzie, wiele ugrupowań skorzystało z tzw. możliwości „blokowania się”. Takie porozumienie zawarły także Ziemia Grodziska (największe ugrupowanie powiatu grodziskiego reprezentowane przez Burmistrza - Grzegorza Benedykcińskiego) i Platforma Obywatelska. Małżeństwo tych ugrupowań już wydaje na świat potomstwo, tylko czy będzie ono udane?

Porozumienie Ziemi Grodziskiej z PO było potrzebne tej pierwszej dla zachowania i zapewnienia przewagi mandatów nie tylko w Radzie Miejskiej Grodziska Maz., ale i w Radzie Powiatu.
W Radzie Miejskiej sztuczka prawie się udała (przedstawicielami Ziemi Grodziskiej i PO obsadzono stanowiska przewodniczącego i wiceprzewodniczących komisji, odmawiając tego grzecznego politycznego obyczaju przedstawicielom innych ugrupowań, mimo że ci razem wzięci stanowią liczebną większość), a zupełnie wyszła już w Radzie Powiatu. Tu 8 radnych z Ziemi Grodziskiej i 3 z PO stanowi większość w 19 osobowym składzie rady.
Wyrazem wdzięczności Ziemi Grodziskiej wobec tak ważnego koalicjanta jak PO jest stanowisko wicestarosty. Objął je Andrzej Składanek – kandydat do rady powiatu, któremu ostatecznie nie udało się w niej zasiąść.
Aby zaś zrównoważyć wpływy pożenionych ugrupowań w Radzie Powiatu w jej skład ma wejść z przysłowiowego ramienia, członek PO – Krzysztof Sankiewicz (Podkowa Leśna). Może dziwić postawa PO, której liderzy na najwyższych szczeblach tak bardzo bronią demokracji i poszanowania głosu opozycji. Ciekawe czy małżeństwo z Ziemią Grodziską będzie „zgodne, szczęśliwe i trwałe”, czy też wcześniej czy później zakończy sie rozwodem? I jaki będzie małżeński bilans zysków i strat?

Często zresztą słyszy się opinię, że samorząd to nie miejsce na lokalną politykę, że na tym szczeblu nie może być ona znacząca i poważna. No i nie jest. Chodzi przecież o rozwój lokalnej gospodarki, kultury i życia społecznego. W czym tu mają pomóc przepychanki polityczne i pokazy przewagi? W realizacji prywatnych lokalnych interesów? Trudno w ten sposób osiągnąć zaufanie społeczne i konstruktywny dialog radnych.

W demokracji teoretycznie miejsce jest dla wszystkich. Teoretycznie i ideowo. W realnej praktyce „zwycięzca bierze wszystko”, a przegranemu pozostaje prawo do wypowiedzi, którą wygrany rzadko bierze pod rozwagę. Twórczy dialog większości z mniejszością jest prawie niemożliwy, bo ta ostatnia jest zaledwie tolerowana przez większość, która jednakowoż pragnie w ten sposób zachować pozory szacunku dla demokracji. Nie ma się co łudzić, że silniejszy ze zrozumieniem wysłucha słabszego i że takie obyczaje zagoszczą w strukturach samorządowych, bo w odmiennym zdaniu mniejszościowego oponenta zwycięzca zawsze będzie doszukiwał się zamachu na swoją przewagę i jej lekceważenie. Oponent zaś celowo będzie bojkotował pomysły rządzących i forsował swoje, by podkreślić swoje istnienie.

Polub nas na Facebook