Kto zapłaci za truskawki?

Czytając na fb posty na temat Milanówka (jest tego w okresie przedwyborczym coraz więcej), można wysnuć wniosek, że mieszkańcy tego, skądinąd pięknego miasteczka, utracili poczucie społecznej tożsamości jako wspólnota i przynależności kulturowej do tej wspólnoty jako jednostki – ogólnie nazwę to upadkiem „mitu założycielskiego”.

Wojciech Młynarski śpiewał piosenkę o Milanówku (bardzo ją lubię), w której był fragment:

Truskawki w Milanówku
Na talerzykach Rosenthala
Przysiadły od hołoty z dala
Wśród śmietankowej mgły.

Do dziś opinia o milanowskiej atmosferze, trochę snobistycznej, tworzonej niegdyś przez ludzi utalentowanych,  pracowitych, ambitnych i barwnych, funkcjonuje jak coś rzeczywistego, współczesnego i automatycznie nobilitującego każdego, kto tu mieszka. I tu za śp. księdzem Tisznerem muszę użyć określenia najmniej wartościowej prawdy: gówno-prawda.

Kto dziś na serio myśli o Milanówku: MIASTO-OGRÓD? Może raczej miasto ogródków, grilli, banerów, szambiarek i niczym nie krępowanej deweloperki. Było zadęcie na willę Waleria i Turczynek bez pomysłu, co z nimi robić, za to z misją: nie oddać nikomu, bo to symbole naszej świetności i nobilitacji. Były wizje przeniesienia norweskich budowli ekologiczno-kulturalnych na rumowisko po milanowskim basenie, NOWE LOGO Milanówka, które miało promować nie wiadomo co. To wszystko pięknoduchy, geniusze z przerośniętym ego i zwykli amatorzy zarobku proponowali i wciskali milanowianom za ich (milanowian) pieniądze. Gdy ktoś mówił o wielkim SZCZEPKOWSKIM, stawał się niemal tak wielki jak ON. Gdy powstawały pomysły Milanowskiej Akademii Sztuki Narodowej w Walerii - z Walerii i Turczynka (wisienki na torcie pani Burmistrz) sypał się tynk. Co się stało z milanowskim Jedwabiem słynnym na cały świat? Cała magia Milanówka została sprowadzona do „magicznego” parcelowania działek ( w centrum miasta ogrodu funkcjonują „ogródki” o powierzchni poniżej 500 m2 ). Że wbrew prawu – no to co? Egoizm jednych, przyzwolenie innych, chęć zysku jednych i drugich pozwala uzasadniać naginanie prawa własności do stanu, w którym część ulic milanowskich, po których jeździmy samochodami nie ma statusu dróg publicznych – bo są za wąskie. Przez pazerność handlarzy działkami i nowych „ziemian”.

Kto dziś jest właścicielem porcelany Rosenthala – wszak już nie wuj z piosenki Młynarskiego, bo jest na chmurce? Może, na złość Młynarskiemu, ktoś z Wołomina – też godne miasto?

Jeśli go na to stać, niech podaje truskawki na Rosenthalu – na pewno są smaczniejsze niż na jednorazowym talerzyku. Tylko niech nie wymaga, aby na jego porcelanową zastawę składali się podatnicy milanowscy, którzy na co dzień i od święta jadają na „Włocławku”. Nie miałbym nic przeciw temu, aby zacytowana poniżej (z fb) pani Barbara Wiecka wyremontowała willę Waleria i zrobiła tam otwarty ogród z restauracją, kawiarnią, a nawet z fontanną (kiedyś nawet taką zaprojektowałem dla p. Burmistrz – w załączeniu). Może poszedłbym nawet tam na truskawki – byle były po godziwych cenach i elegancko podane.

Chęć otaczania się luksusem za cudze pieniądze lub cudzą pracę świadczy o prymitywizmie zarówno moralnym jak i estetycznym. Czy mamy wracać do dawnych czasów, kiedy obok pałaców strojonych ze snobistycznym wdziękiem stały obskurne czworaki z wygódką za stodołą? Upowszechnienie kultury materialnej, demokracja i unijne normy sanitarne od tego modelu nas oddalają, ale okazuje się, że ludzka mentalność z dążenia naszych dziadów do doskonalenia się poprzez pracę, zrobiła karykaturę: dążenie do posiadania atrybutów (najchętniej widocznych z daleka) niby osiągniętej doskonałości, ale bez pracy. Puste słowa o pięknie przyrody i architektury bez cienia chęci uczestniczenia w ich tworzeniu, bez oglądania się na ludzi wokół – za to z przekonaniem, że publiczna kasa jest do wzięcia. A przecież społeczeństwo, to nie „elyta” i „podatnicy” tylko współmieszkańcy, tak lub inaczej od siebie wzajemnie zależni. Prywatna pozycja materialna – to sprawa dorobku każdego z nas (lub szczęścia, nie wnikając w jego definicję). Przenoszenie tej pozycji na dostęp do dóbr publicznych – to arogancja i bezczelność.

Marzą Wam się lodziarnie, kawiarnie, ciągi spacerowe i parki w mieście, w którym kilkadziesiąt rodzin czeka na mieszkania socjalne, nie ma Domu Kultury, są ulice, które  po deszczu staję się nieprzejezdne, a w suszę zapylenie przekracza poziom hałd hutniczych, a ludzie jadący do pracy do cywilizowanego świata muszą mieć buty na zmianę. Realizujcie te marzenia – ale własnymi rękami. Tylko jedna przestroga: kto i po co będzie chciał spacerować po tych parkach w poszukiwaniu dawno zniszczonej magii miejsca?

Polub nas na Facebook