W dniu 14 lipca, a więc 2 dni po kolejnej zamianie ul. Warszawskiej w dość głęboką rzekę, której wody wdzierały się nawet do lokali na parterach stojących przy ulicy budynków, pojawiła się na stronie internetowej Urzędu Miasta informacja burmistrz Wiesławy Kwiatkowskiej o postępach prac w zakresie odwodnienia miasta. W informacji tej znalazło się zaskakujące stwierdzenie „Obrazy ukazujące kompletnie zalane duże obszary w Milanówku (jak np. ul. Warszawska), do których już przywykliśmy (co jest niezwykle zasmucające)".

Nie wiem kogo pani Burmistrz ma na myśli. Być może siebie i niektórych magistrackich urzędników, bo mieszkańcy idący w wodzie powyżej kostek, jedni trzymając buty w dłoniach, a inni bojąc się skaleczenia stóp idący w butach, które następnego dnia wyrzucili do śmieci – z pewnością nie pogodzili się z tym widokiem i do niego nie przywykli. Wody było tak dużo, że nie można było otworzyć drzwi samochodów zaparkowanych na ul. Warszawskiej, tych niżej zawieszonych – bo woda wlewała się do środka. Słowa, które padały (słyszałam, bo byłam wśród brodzących), z pewnością nie świadczą o przyzwyczajeniu, podobnie jak wpisy mieszkańców zamieszczone w różnych miejscach w internecie. Nim napisze się podobne bzdury, może warto zastanowić się, jak zostaną one przyjęte przez czytelników.
8 października ubiegłego roku, w artykule „Zapraszam do Wenecji” pisałam o rynnach, które odprowadzają wodę z dachów domów zlokalizowanych bezpośrednio przy ul. Warszawskiej – na chodnik. Do artykułu dołączyłam wiele zdjęć. Podałam uregulowania prawne, które nakazują zagospodarowanie wody na terenie własnych działek. Później rozmawiałam na ten temat z magistrackimi urzędnikami. I co? Nic się nie zmieniło. Na ul. Warszawską leje się woda z nieba i z dachów. Woda z dachów nawet przy mniejszym deszczu ochlapuje przechodniom nogi. Na wodę z nieba nie mamy wpływu, ale na tę z dachów wydaje się, że możemy mieć. Potrzebne jest tylko szybkie działanie. Pytanie - czy to działanie wreszcie będzie?

Na zakończenie uzupełnienie  informacji podanej przez panią Burmistrz. Działania związane z odwodnieniem Milanówka rozpoczęły się na początku poprzedniej kadencji. Naciskałam na władze miasta pisząc artykuły i pokazując domy zalewanych mieszkańców, którzy zapraszali media by nagłośniły ich trudną sytuację. Nie mam pewności, czy wszystkie działania wymienię, ale pamiętam następujące:

  • analiza stosunków wodnych w gminie Milanówek wykonana przez białostockie biuro projektowe
  • odtworzenie rowu  G-1 pomiędzy ul. Cichą i Jasną od Nowowiejskiej do Szkolnej wraz z obniżeniem przepustu pod ul Szkolną i remontem kolektora pod ul. Marszałkowską
  • odmulenie rowów w okolicach ulic: Wylot, Słowików, Lipowa
  • naprawa sieci drenarskiej w północnej części miasta.
  • odbudowa rowu G-2 od granicy miasta przez ul. Niezapominajki do rowu Grudowskiego (wzdłuż ul. Łąkowej),
  • oczyszczenie i wykonanie przepustów rowu Grudowskiego do granicy miasta, za przepustem pod linią kolejową.
  • rozpoczęcie prac związanych z odwodnieniem ul. Szczepkowskiego i ul. Ludnej.

Prace te były realizowane przez Spółkę Wodną i Urząd Miasta.

Poniżej fragment jednego z artykułów z lipca 2010 r:

Rów Grudowski – zagrożenie powodziowe i miejsce wieloletniego konfliktu

Naturalny ciek wodny, który w okresie suszy jest miejscem składowania śmieci. Zarośnięty krzewami, w wielu miejscach zasypany. O jego przepustowość nie dbają zarówno właściciele prywatnych działek, przez które przepływa, mimo iż jest to ich ustawowy obowiązek, jak i miasto. Wiosenne roztopy nie uruchomiły jednak działań miasta, co spowodowało kolejne podtopienia w okresie majowych deszczów i znaczne koszty związane z przepompowywaniem wody. Pisaliśmy o tym, zwracając uwagę, że przepustowość rowu również znacznie ogranicza zbyt mała średnica rury zainstalowanej pod budynkiem magazynowym zbudowanym nad rowem.

Z Rowem Grudowskim wiąże się jeszcze inna sprawa, o wieloletniej historii – sprawa skomunikowania ul. Bocianiej z  ul. Nadarzyńską. O to skomunikowanie walczy od lat z miastem mieszkaniec Milanówka, który nie ma dojazdu do swojej działki, jak twierdzi przez to, że jego sąsiedzi bezprawnie zajęli pas drogi, co potwierdza protokół z rozgraniczenia. Miasto wreszcie podjęło decyzję – ma zamiar drogę poprowadzić nad rowem oraz udrożnić jego przepływ przez położenie rury obejściowej o większym przekroju. Decyzja wydaje nam się dyskusyjna. Nie rozumiemy, dlaczego miasto ma ponosić takie koszty. Czy nie prościej wyegzekwować cofnięcie ogrodzenia mieszkańców, bezprawnie zajmujących pas drogowy? Czy właściciele budynku magazynowego nie powinni na swój koszt zainstalować pod budynkiem rur o większym przekroju? Co na to radni? Niestety, nie wiemy, nie odpowiedzieli na nasze pismo.

Polub nas na Facebook