Zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach

Prokuratura rejonowa w Grodzisku Maz. oraz Stołeczna Komenda Policji badają sprawę tajemniczego zaginięcia małżeństwa z Milanówka - właścicieli willi Chimera. Mówiły o niej ostatnio także ogólnopolskie media: Rzeczpospolita i Telewizja TVN, a także lokalna prasa z Milanówka i Chełma, gdzie zaginione małżeństwo posiadało dom. W tej sprawie jest wiele pytań, domysłów i spekulacji.

Willa "chimera" - legendy, fakty, pytania

"-Słyszałeś, co się stało? Porwali ich rok po roku! Wciągnęli do samochodu i odjechali!
Ten łobuz chce wyłudzić od nich dom za bezcen!" - takie wypowiedzi słychać w Milanówku, odkąd w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęli mieszkańcy ul. Dębowej, małżeństwo Drzewińskich.
Gdzie kończą się fakty, a zaczynają legendy? Jakie pytania pozostają niewyjaśnione?
Pikanterii tej sprawie dodaje fakt, że zajęły się nią już media ogólnopolskie - Telewizja TVN, "Rzeczpospolita" i "Newsweek Polska" - dzięki nim dowiedzieliśmy się, że dom przy ul. Dębowej, podupadający klocek vis a vis bloków to willa "Chimera", którą teraz niektórzy mieszkańcy omijają szerokim łukiem. To podobno straszne miejsce. Czy rzeczywiście?

Legendy
Kilka lat temu Państwo Drzewińscy zwrócili się z prośbą o pomoc do Rady Miasta. Chcieli, by ta pomogła im wykurzyć niechcianego lokatora, zamieszkującego z rodziną na parterze. Mówili, że Pan Piotr z rodziną przebywa tam nielegalnie, że utrudnia im życie, że boją się go. Wyglądali na zrozpaczonych i zagubionych ludzi. Mieli żal, do władz miasta, że te nie chcą im pomóc. Potem zniknęli: najpierw żona, Elżbieta, a potem jej mąż Wiesław. Rok po roku.
W napisanym we wrześniu 2006 r. liście Pani Elżbieta obwinia za swoje przyszłe zaginięcie Pana Piotra. Gdy rzeczywiście zniknęła - dla wielu było jasne, że krzywdę wyrządził jej właśnie on. Mówi się do dziś, że to podły człowiek, nie płacący czynszu, kurczowo trzymający się mieszkania, które nie jest jego, do tego wszystkiego porywacz. Ludzie mówią, że wyrządził rodzinie wielkie nieszczęście, że synowie Państwa Drzewińskich zostali przez niego, nie tylko bez rodziców, lecz także bez środków do życia. Nie udało mu się wykupić domu za bezcen od rodziców, więc podstępem będzie chciał wyłudzić od młodych, zagubionych chłopców tą nieruchomość za grosze.

Fakty
Ponieważ udało nam się tylko skontaktować z Panem Piotrem, lokatorem z parteru, a jeden z synów Państwa Drzewińskich nie odbiera telefonów mimo naszych kilkudniowych prób kontaktu, nie będziemy przytaczać żadnych opinii mieszkańców nieruchomości (ani jednej ani drugiej strony, za wyjątkiem tych już opublikowanych w prasie), bo nie mieliśmy możliwości skonfrontowania ich ze sobą. Skupmy się na faktach.
Państwo Drzewińscy rzeczywiście pojawiali się na sesji Rady Miasta kilkakrotnie. Już wówczas głos zabierała obecna podczas obrad radca prawny zatrudniona w Urzędzie Miejskim. Pani Maria Kołodziej, mówiąc, że Rada Miasta nie jest władna do rozstrzygania tego typu spraw. Jeśli rzeczywiście, jak mówią Państwo Drzewińscy, lokator zamieszkuje nielegalnie, należy wypowiedzieć umowę najmu, zażądać eksmisji. Istnieją jednak dokumenty potwierdzające, że Pan Piotr zamieszkuje w budynku na podstawie wydanej decyzji administracyjnej oraz wyroku Sądu Rejonowego w Grodzisku Maz. Takich mieszkańców jest przecież niemało jeszcze dziś w Milanówku. Regularnie płaci czynsz do depozytu sądowego według stawki przyjętej przez gminę dla lokali komunalnych. Za ulepszenia w postaci prądu, gazu, wody nie płaci, bo sam je w tym domu zakładał. W roku 1980, gdy zasiedlał budynek, tych ulepszeń nie było. W 2007 r. Pan Drzewiński wystąpił z pozwem m.in. przeciwko gminie Milanówek do sądu. Nie uzasadnił swoich roszczeń, a domagał się zapłaty równowartości ogrodzenia posesji, którego nie wzniósł. Dokumenty świadczą , że nowe ogrodzenie i bramę wykonał lokator z dołu, gdy Państwo Drzewińscy jeszcze w Milanówku nie zamieszkiwali, bo poprzednie, drewniane (co ilustrują fotografie) rozpadło się.
Miedzy Państwem Drzewińskimi a Panem Piotrem początkowo relacje były poprawne, żeby nie powiedzieć - bardzo dobre. To Pan Drzewiński w czerwcu 2003 r. wystąpił z pismem do Pana Piotra, że nosi się z zamiarem sprzedaży nieruchomości lub zamiany na inną w Warszawie i oczekuje od niego propozycji w tej sprawie. Wobec tego lokator zaproponował, że wykupi nieruchomość po ustaleniu jej wartości. W lipcu 2005 r. na jego zamówienie został sporządzony operat szacunkowy. Widać w nim fotografie, które obrazują standard mieszkań na parterze i na piętrze. Różnica na korzyść parteru jest porażająca - można zauważyć, jak wiele nakładów włożyli lokatorzy z dołu w to miejsce. Wyliczenia szacowały wartość budynku, gruntu i poniesionych nakładów przez Pana Piotra. Pan Wiesław uznał, że wartość nieruchomości określona w operacie jest dla niego zbyt niska. Jednak, tak jak nie wystąpił z pismem o podwyżkę czynszu czy z wypowiedzeniem umowy najmu, tak też nie zlecił przygotowania operatu przez siebie zamówionemu rzeczoznawcy, co - gdyby sumy od siebie odbiegały - było by udokumentowaniem manipulacji lokatora.
Teraz, gdy Państwo Drzewińscy zniknęli, żeby wykupić nieruchomość od ich synów, Pan Piotr musiałby czekać 10 lat, aż rodzice zostaną uznani za zmarłych, a spadek przypadnie synom. Dodajmy, że synowie będą już wtedy - jak wynika z materiałów prasowych, o których była mowa na wstępie - 30-letnimi, dojrzałymi mężczyznami. Sam Pan Drzewiński miał ostatnio kłopoty z prawem. W 2004 r. Pan Wiesław wraz z rodziną został eksmitowany wyrokiem sądowym z kamienicy na warszawskim Targówku. Według "Rzeczpospolitej" zarzucano mu malwersacje finansowe w zarządzaniu nieruchomością w Warszawie przy ul. Poznańskiej. Dług na sumę 69000 zł. egzekwowała od Pana Drzewińskiego firma windykacyjna.
Jak podaje “Rzeczpospolita” po sprowadzeniu się Pana Drzewińskiego do Milanówka w 2005 r. policja zabezpieczyła jego komputer podejrzewając, że posługując się nim dokonał fałszerstwa dokumentu urzędowego, a przy okazji policyjni laboranci odnaleźli w komputerze pliki pornograficzne. Według "Rzeczpospolitej", Pan Wiesław był od wielu lat koneserem papierowej pornografii.
Sprawą zniknięcia Państwa Drzewińskich zajmuje się nie tylko grodziska prokuratura, ale i Komenda Stołeczna Policji. Póki co, "podejrzanemu", Panu Piotrowi niczego nie udowodniono.

Pytania
Dlaczego, jeśli rzeczywiście Państwo Drzewińscy dysponowali dokumentami świadczącymi o tym, że Pan Piotr z rodziną zamieszkuje nielegalnie, nie wystąpili od razu na drogę sądową? Nie bali się przyjść do Rady Miasta, nie bali się sprawy nagłośnić, a bali się pójść do sądu, mając prawo po swojej stronie? W jakim celu lokator Państwa Drzewińskich miałby ich porwać? Czy, gdyby był sprawcą, w dobie rozwiniętej kryminalistyki, bilingów, gdzie na kłamstwie udaje się przyłapać nawet samego ministra spraw wewnętrznych, winny Pan Piotr cieszyłby się dalej wolnością? Czy, będąc w otwartym konflikcie z właścicielem, jako oczywisty podejrzany, wystawiałby się na celownik organów ścigania?
Gdzie są Państwo Drzewińscy? Czy żyją? Jakie były powody ich zniknięcia? Dlaczego w tajemniczym piśmie, pokazanym w reportażu TVN24, Pani Drzewińska pisała, że jeśli w ciągu roku od napisania tego listu coś jej się stanie, to stał za tym będzie właśnie Pan Piotr? Dlaczego w rok? Czy Państwo Drzewińscy coś planowali, coś skrywali w tajemnicy? Czy może otrzymywali groźby, które świadczyły o tym co się wydarzy? Jeśli tak, to od kogo? Tajemnica? To że Pan Wiesław miał tajemnice i zamykał na klucz przed rodziną swój pokój, opisuje "Rzeczpospolita". Również w reportażu TVN 24 jego syn Wiktor potwierdza, że ojciec miał tajemnice, które zdeponował u jakiegoś notariusza i ich ujawnienie mogło by rozwiązać całą zagadkę . Jednak do dnia dzisiejszego ta informacja o rzekomym notariuszu nie jest potwierdzona.
To tylko pytania. Być może odpowiedź na nie, choćby częściową, udałoby się uzyskać od Państwa Drzewińskich. Czy kiedykolwiek będzie to jeszcze możliwe?
Jedno jest pewne. Z powodu całej sprawy cierpi nie tylko jedna rodzina. Lokatorzy z parteru, skazani przez mieszkańców na publiczne potępienie, choć niczego im nie udowodniono, z pewnością także nie są w komfortowej sytuacji.

Karol Wójcik, "bibuła milanowska" nr 26

Chełmski ślad

Co słychać w sprawie zaginionego małżeństwa Państwa Drzewińskich poza Milanówkiem.

Od wtorku prokuratorzy z Grodziska Mazowieckiego wraz z policjantami z Warszawy przeszukują posesję przy ulicy Waśniewskiego w Chełmie. Sprawa dotyczy tajemniczego zaginięcia Elżbiety i Wiesława Drzewińskich z podwarszawskiego Milanówka. Dom przy Waśniewskiego należał do małżeństwa.

Sprawdzamy wszystkie miejsca, w których mogli przebywać państwo Drzewińscy. Analizujemy materiały. Rozmawiamy z sąsiadami. Nic nie wskazuje na to, by po zaginięciu pojawili się oni w Chełmie – mówiła wczoraj Krystyna Paszek, prokurator rejonowy z Grodziska Mazowieckiego.
To jedna z najbardziej tajemniczych spraw, którą aktualnie prowadzi specjalny zespół z Komendy Stołecznej Policji. Najpierw, 8 października 2006 roku, zniknęła 61-letnia Elżbieta Drzewińska. W niedzielny poranek wyszła z domu na próbę chóru do parafialnego kościoła w Milanówku. Tak przynajmniej zeznał mąż zaginionej kobiety. Do kościoła jednak nigdy nie dotarła. Wszelki ślad po niej zaginął.
Rok po żonie, równie tajemniczo, zaginął Wiesław Drzewiński. – Wyszedł z domu 13 października 2007 r. przed południem – twierdzą synowie, którzy są studentami. W zamkniętym na klucz mieszkaniu nie było żadnej kartki ani pieniędzy, które Wiesław Drzewiński zwykle zostawiał, gdy wyjeżdżał na kilka dni. Uwagę zwracały porozrzucane na stole przybory toaletowe, jakby ich właściciel wybiegł w pośpiechu. Kiedy synowie dzwonili do ojca, w telefonie komórkowym słychać było tylko pocztę głosową.
Trudno w tej chwili racjonalnie wytłumaczyć tę sprawę – mówi prokurator Krystyna Paszek. – Wiemy, że małżonkowie zaginęli oddzielnie rok po roku. Bierzemy pod uwagę wszystkie możliwości. Drzewińscy mogli wyjechać i ukryć się, mogą nie żyć lub mógł ich ktoś porwać. Może być również tak, że nie żyje jedno z nich.
Po zaginięciu żony, na komputerze należącym do Wiesława Drzewińskiego prokuratorzy wykryli pliki m.in. z dziecięcą pornografią. W jego pokoju znaleziono gromadzone latami zbiory papierowej pornografii. Wówczas zatrzymano go na 48 godzin, ale wyszedł, bo sąd nie zgodził się na areszt. Postępowanie w tej sprawie nadal trwa.
Znajomi państwa Drzewińskich na sprawcę ewentualnego przestępstwa wskazują Piotra B., lokatora kamienicy w Milanówku, której właścicielami byli zaginieni, i z którym byli w ciągłym konflikcie.
Kiedy mieszkający w USA wuj Drzewińskiego, zdecydował o przekazaniu domu bratankowi, na mocy decyzji lokalowej gminy mieszkał tam już – zajmując parter – Piotr B. Drzewiński od początku starał się w sądach podważyć decyzję gminy. Skarżył się też znajomym, że boi się wychodzić z domu, że Piotr B. utrudnia mu życie, wyłącza wodę, stosuje rękoczyny wobec żony. W lokalnej prokuraturze leżą stosy umorzonych spraw, które Drzewiński wytaczał Piotrowi B.: o znęcanie się nad jego rodziną, duszenie, wszczynanie awantur, obsypywanie śniegiem etc. Sprawy były umarzane, bo według prokuratury nigdy nie było świadków, którzy mogliby potwierdzić opisywane wypadki.
Na dwa miesiące przed zaginięciem Elżbieta Drzewińska trafiła do szpitala. Twierdziła, że została zaatakowana przez Piotra B. Policja nie znalazła jednak dowodów na to, że to on dokonał napadu. Wiesław Drzewiński oskarżył go również o jej porwanie. Powoływał się na list napisany ręką żony, który znalazł kilkanaście dni po jej zaginięciu w książce telefonicznej. „Jeśli umrę lub zginę w wypadku w ciągu roku od tej chwili, tj. od 26 września 2006, to bezpośrednim sprawcą mojej śmierci jest Piotr B...”. Ale i na to policja nie znalazła dowodów, choć przeszukała mieszkanie i piwnice Piotra B., a także przeczesała teren i zabezpieczyła wszelkie ślady.
Do dziś nie ma żadnego dowodu, że państwo Drzewińscy nie żyją. Nie ma też żadnych podstaw, by twierdzić, że żyją. Przepadli jak kamień w wodę. Ich sprawą zajmuje się specjalny zespół z Komendy Stołecznej Policji.
Polub nas na Facebook


To może Cię zainteresować: