Przed warszawskim sądem ruszył proces dotyczący podżegania do zabójstw Elżbiety i Wiesława Drzewińskich z Milanówka oraz ich synów. Oskarżonym jest lokator willi należącej do Drzewińskich - Piotr B. Zaginięcie Drzewińskich to jedna z największych zagadek kryminalnych ostatnich lat.

Prokurator Robert Majewski z warszawskiej prokuratury apelacyjnej odczytał kilka dni temu przed sądem akt oskarżenia. Dotyczy on podżegania w latach 2005-2006 do zabójstwa małżeństwa Drzewińskich, podżegania w 2011 r. za kwotę 10 tys. euro do uprowadzenia i ewentualnego zabójstwa ich synów, podżegania do nielegalnego uzyskania broni oraz nielegalnego posiadania amunicji. Piotr B. zarzuty w sprawie usłyszał w listopadzie 2011 r. po zatrzymaniu go przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego na posesji w Milanówku pod Warszawą. Był to prawdziwy przełom w sprawie, która ciągnęła się od lat. Konflikt między małżeństwem a niechcianym lokatorem trwał od 1987 roku. Piotr B. miał niejednokrotnie grozić małżeństwu, a nawet pobić Elżbietę Drzewińską. Ostatecznie mężczyznę udało się postawić przed sądem po prowokacji CBŚ. Agenci podszyli się pod zabójców, którzy na zlecenie Piotra B. mieli zabić synów małżeństwa Drzewińskich.
Nie przyznaję się do winy, cała sprawa jest wynikiem zaplanowanej i zamierzonej manipulacji. Mam zbyt silnie ustawionych wrogów, których celem jest zniszczenie mnie – powiedział oskarżony przed sądem po wysłuchaniu prokuratora. Dodał, że jego zdaniem, zaginione małżeństwo może żyć poza Polską w ukryciu przed wierzycielami i kłopotami z prawem.
Przed rozpoczęciem procesu sąd nie zgodził się na jego utajnienie. Wniosek taki złożyła obrona, argumentując, że w mediach "miała miejsce nagonka" na oskarżonego. Sąd oddalając wniosek obrony, uznał, że jawność procesu jest konstytucyjną zasadą i jest ona w interesie stron, w tym także oskarżonego.

Przypomnijmy - Elżbieta Drzewińska zaginęła w październiku 2006 r., po wyjściu z domu do kościoła na próbę chóru, na którą jednak nie dotarła. Jej mąż zaginął w październiku następnego roku. Tuż po zniknięciu Elżbiety Drzewińskiej znaleziono kartkę, na której napisała, że jeśli coś jej się stanie, to winnym będzie Piotr B. Organy ścigania zbagatelizowały jednak tę informację, choć synowie i znajomi Drzewińskich wskazywali właśnie tego mężczyznę, jako sprawcę porwania. Dotąd nie wiadomo jednak, jaki był los małżeństwa; ich ciał nie znaleziono. Motywem porwania Drzewińskich - jak podawały media - mógł być konflikt z Piotrem B. o dom małżonków, w którym mieszkali oni oraz mężczyzna.

Śledztwo ws. zaginięcia małżeństwa początkowo prowadziła Prokuratura Rejonowa w Grodzisku Mazowieckim. Według mediów w postępowaniu popełniono błędy, m.in. nie zabezpieczono zapisu monitoringu miejskiego, na którym widoczny miał być samochód porywaczy Drzewińskiej; nie przesłuchano także dokładnie świadków, którzy mieli widzieć moment wciągania kobiety do samochodu.
W styczniu 2009 r. ówczesny minister sprawiedliwości Andrzej Czuma spotkał się z synami Drzewińskich i obiecał pomoc w "ściganiu niewykrytych jeszcze sprawców i doprowadzeniu do należytego ich ukarania". W 2009 r. synowie Drzewińskich wyznaczyli 100 tys. zł nagrody za informacje, które pomogą wyjaśnić sprawę zniknięcia rodziców. W maju 2009 r. śledztwo zostało przekazane do Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi. W kwietniu 2011 roku łódzka prokuratura umorzyła śledztwo – powodem był brak dowodów, że doszło do popełnienia przestępstwa. Jak jednak informowała wówczas łódzka prokuratura, umorzenie śledztwa nie oznaczało zaprzestania wyjaśnienia powodów i okoliczności zaginięcia małżeństwa oraz ustalenia ich losów. Działania w sprawie nadal prowadziła policja, która zatrzymała rok temu Piotra B. Śledztwo podjęła Prokuratura Apelacyjna w Warszawie.

Na podstawie informacji z gazety „Rzeczpospolita” i TVN24

Polub nas na Facebook


To może Cię zainteresować: