Przed Państwem Krystian Pomorski, główny architekt tegorocznego awansu Znicza Pruszków do Fortuna 1. Ligi. W ostatnich 14-nastu kolejkach także kapitan Żółto-Czerwonych, który zagrał komplet minut, opuszczając zaledwie jeden mecz przez nadmiar żółtych kartek. Prawdziwy walczak i umysł ofensywy Pruszkowian. Prywatnie szczęśliwy narzeczony, który ma jeszcze wiele do powiedzenia w piłkarskim świecie. Zapraszam do przeczytania wywiadu! Z 27-letnim pomocnikiem Znicza rozmawiał Tymoteusz Janczak.

- Krystian, jakie to uczucie wprowadzić swój zespół jako kapitan do pierwszej ligi? Chyba awans nie mógł lepiej smakować, niż teraz, gdy wygraliście w ostatniej kolejce z Hutnikiem (1:0) i dzięki pomyślnym wynikom uzyskaliście promocję na poziom wyżej?
- Na pewno jest to spełnienie marzeń, ale nie wiem czy rola kapitana potęguje tak bardzo te uczucia. Nawet gdybym nie był kapitanem, to cieszyłbym się tak samo, bo jest to przede wszystkim praca całej drużyny, ale też każdy z nas, indywidualnie, na to zapracował. Smakuje to świetnie, pierwszy tydzień po awansie to było coś niesamowitego. Ludzie mi gratulowali, telefon cały czas dzwonił, a ja nie do końca wiedziałem co się dokonało, nie bardzo to do mnie docierało i z upływem czasu zrozumiałem, że zrobiliśmy naprawdę dużą rzecz tutaj w Pruszkowie.

- To właśnie Ty strzeliłeś decydującą bramkę w meczu z Hutnikiem (notabene pięknej urody), można powiedzieć, dającą awans. Spodziewałeś się tego?
- Zupełnie nie. Leżąc sobie w fotelu w pokoju, gdzieś tam liczyłem na pomyślne wyniki innych drużyn i że my możemy wygrać, wierzyłem w to, ale nie przemykała mi myśl, że to mi się uda strzelić tą decydującą bramkę.

- Twoje statystyki z tego sezonu są bardzo dobrze. Rozegrałeś każde możliwe spotkanie (oprócz jednego) i dołożyłeś do tego 4 bramki i 7 asyst. Zgłaszały się po Ciebie mocniejsze drużyny tak jak po Firka czy Barno? Czy może nawet nie myślałeś o przenosinach?
- Nie zgłaszały się po mnie mocniejsze drużyny, aczkolwiek gdyby się zgłaszały, to bym to mocno rozważył, bo szacunek jaki tutaj mamy wśród naszych sympatyków czy pracowników klubu, to jest naprawdę coś niesamowitego i naprawdę głęboko bym się zastanowił, czy zmienił bym klub. Wiadomo, gdyby przyszła oferta z Ekstraklasy, to pewnie by było łatwiej.

- Jakie emocje towarzyszyły Wam po zwycięstwie nad Polonią (1:0)? Chyba byliście wtedy w siódmym niebie!
- Wiedzieliśmy, że Polonia będzie bezpośrednim konkurentem do awansu. Po zwycięstwie przeskoczyliśmy na drugie miejsce w tabeli, była ogromna radość, bo przecież zespół z Warszawy będzie do końca liczył się o awans, a sezon pokazał, że wygrali tę ligę dwie kolejki przed końcem.

- Po porażce z GKS-em Jastrzębie (1:2) szanse Znicza na awans zostały niemalże przekreślone. Jak to jest zadać kłam wszystkim ekspertom i typerom, którzy po tym spotkaniu twierdzili, że nie macie szans na awans?
- Jak się wraca myślami do takich momentów, to jest satysfakcja, że ktoś Cię już skreślił, a Ty pokazałeś, że zrobił to zdecydowanie za wcześnie. Miłe uczucie, ale także apeluję, by nie skreślać naszej drużyny przedwcześnie, bo ten zespół ma charakter i w ważnych momentach nie pęka.

-  Jeszcze tylko 3 mecze i dołączysz do „Klubu 100”, a przecież nie tak dawno Znicz po Ciebie sięgał ze Świtu NDM. Czujesz się ważną postacią w klubie, czy może do galerii sław jeszcze daleka droga?
- Z tego, co można wywnioskować po zdjęciach w klubie, to w galerii sław na razie jest Radek Majewski i Robert Lewandowski, więc do nich jest bardzo daleka droga, chociaż bardzo miło, że tacy gracze byli w naszym klubie. Jest do czego dążyć. Cieszę się, że ten jubileusz setnego spotkania będzie akurat w pierwszej lidze na stulecie klubu.

- Zdarzyło Ci się zagrać jako środkowy obrońca, choć nominalnie jesteś ofensywnym pomocnikiem. Eksperyment trenera Misiury czy konieczność zapełnienia luki w składzie?
- Raczej nie eksperyment. Mieliśmy taki wariant przygotowany, ja doskonale wiedziałem, że może być taka sytuacja, więc to nie był żaden szok dla mnie. Tak naprawdę zależało to od specyfiki meczu, z tego co kojarzę, to jako środkowy obrońca grałem wtedy, gdy goniliśmy wynik, a trener potrzebował trochę bardziej ofensywnego środkowego obrońcy, niż klasycznego. Nie był to eksperyment, ale docelowo moje atuty bardziej przydadzą się w środku pomocy i trener doskonale o tym wie.

- Przejdźmy do trenera Misiury. Dobrze Ci się z nim współpracuje? Powiedz mi o nim coś więcej, w końcu w świetle ogólnopolskich mediów jest bardzo cenionym trenerem.
- Co mogę powiedzieć więcej, co nie zostało jeszcze powiedziane. W wywiadzie dla Ligowca mówiłem, że to, co uważam za największy plus trenera, to to, że potrafi on bardzo szybko wyciągnąć wnioski. Jeśli jakiś plan na mecz nie wyszedł do końca, to w przerwie wraz z trenerem jesteśmy go w stanie zmienić tak, żebyśmy byli skuteczniejsi. No i także to, jakim trener jest człowiekiem. My możemy być trenerami, zawodnikami, prezesami, ale na końcu najważniejsze jest, żeby być człowiekiem dla drugiej osoby i choć zdaję sobie sprawę, że nie z każdym z drużyny trener może mieć takie relacje jak na przykład ze mną, bo przecież na boisku gra tylko jedenastu, a w drużynie jest dwudziestu czterech chłopaków. Jeśli ktoś jest ambitny, a nie gra, no to siłą rzeczy nie będzie zadowolony, więc mówię: trener nie musi żyć tak dobrze z każdym, jak ze mną czy z praktycznie całą drużyną, i ja to rozumiem, ale generalnie Mariusz Misiura jest przede wszystkim świetnym człowiekiem.

- Osobiście wydaje mi się, że drużyna tworzy bardzo zgrany kolektyw. Jak Ty to widzisz? Masz wiele przyjaźni w zespole?
- Bardzo dużo, chociaż przyjaźń to jest duże słowo, ale powiedzmy odkręcę to w ten sposób, że mam bardzo dużo ludzi, na których mogę liczyć i nie ważne co to będzie, ja wiem, że mogę się do wielu osób zwrócić o pomoc i już niejednokrotnie tę pomoc otrzymałem.

- Ostatnie 14-naście kolejek grałeś z opaską kapitańską na ramieniu. To już decyzja formalna, zostajesz kapitanem na kolejny sezon?
- Nie wiem jak to będzie. Generalnie pierwszym kapitanem jest Piotrek Misztal i ma on świetny, przywódczy charakter. Na ten moment, gdyby Piotrek tylko byłby na boisku, to on jest kapitanem, a ja na pewno nie miałbym z tym problemu, bo Piotrek jest dużo bardziej doświadczonym zawodnikiem i jest prawdziwym przywódcą tej szatni.

- Ostatni awans zaliczyłeś jeszcze w Wiśle Płock 10 lat temu. Jak wspominasz tamto wydarzenie w porównaniu do tegorocznego awansu?
- Kurczę, myślałem tak sobie o tym, jaką drogę przebyłem od jednego do drugiego awansu i co tu dużo mówić: tam byłem jako 16-letni chłopak, trochę przestraszony, bo jak dla tych chłopaków przychodziłem na mecze, kibicowałem im i nagle w przeciągu roku byłem z nimi w jednej szatni. Gdzieś tam zabrakło mi rozmów, byłem zbyt przestraszony i nie pokazywałem zbyt wiele.

- Ale 10 minut wtedy zagrałeś!
- Tak, bo drużyna wygrywała już 5:0 i miała zapewniony awans (śmiech). Było to raczej mocno symboliczne, chociaż bardzo cieszę się z tego debiutu i do tego Płocka chciałbym kiedyś wrócić, bo jest to jedyny klub w którym tak po prostu ktoś ze mnie zrezygnował. W każdym klubie, a jednak trochę ich miałem, zawsze były telefony, żebym jednak nie odchodził i ludziom zależało na tym, żebym został, to tak w klubie, którego jestem wychowankiem, no to tak troszkę to przeszło bez echa i chciałbym kiedyś to zmienić i pokazać, że Krystian Pomorski nie był tak słaby, jak 10 lat temu. A jeśli chodzi o ten awans, to naprawdę smakował niesamowicie, nie da się tego opisać, aż mam ciarki jak o tym mówię, bo to naprawdę jest spełnienie marzeń. Ktoś powie, gościu awansował do pierwszej ligi i mówi o spełnieniu marzeń, ale ja wiem ile mnie to kosztowało, ile pracy indywidualnej, ile poświęceń i ile to kosztowało moją rodzinę, bo wiadomo, różnie to bywa, czasem z meczu nie jesteś w pełni zadowolony, jedziesz do rodziców na obiad, posiedzieć, a tak naprawdę jesteś myślami przy tym meczu, co zrobiłeś źle, więc tak naprawdę na koniec smakowało to nieziemsko i zdecydowanie jest to najpiękniejsza chwila w moim piłkarskim życiu.

- Awans kosztował Cię wiele pracy. W lidze zagrałeś w tym sezonie komplet minut. Jak bardzo ważna w Twoim wypadku jest odpowiednia regeneracja, by być w pełni sił do każdego kolejnego meczu?
- Kluczowe moim zdaniem jest przygotowanie motoryczne, dbanie o siebie pod kątem diety i regeneracji o której powiedziałeś. Co z tego, że mogę być w dobrej formie, zagram 5,6 pełnych spotkań i przytrafi mi się uraz. Czas leci, nikt nie będzie na Ciebie czekał, wskakuje kolejna osoba, która być może wykorzysta tę szansę. Ten uraz nie wiadomo na ile czasu Cię eliminuje, dlatego to jest bardzo ważne, by dbać o siebie, żeby być zdrowym i dostępnym przez cały sezon.

- Jak zapatrujesz się na kolejny sezon? Myślisz obiektywnie, czy jednak widząc rozbiór Znicza, wkradła się nutka pesymizmu?
¬- Jeszcze z tym rozbiorem Znicza, to bym się wstrzymał. Odejście Maćka Firleja było nieuniknione przy tylu bramkach i takiej grze, jaką Maciek prezentował. Tak samo odchodzi Dawid Barnowski, no jest strata, fajnie by było ich mieć, ale poszli dalej się rozwijać i życzę im jak najlepiej. Ten rozbiór Znicza nie będzie tak duży, jak można się tego spodziewać. Generalnie jestem dużym optymistą, widzę jak w klubie podchodzą do tego osoby decyzyjne, trener. Na spokojnie, bez żadnych wariackich ruchów, więc wierzę, że wykonają swoją pracę dobrze i nie będziemy drużyną, która tylko wpadła na sezon, tylko odegramy jakąś fajną rolę w tym sezonie.

- Zagrasz po raz pierwszy na szczeblu pierwszej ligi, nigdy przedtem tam nie grałeś. Spodziewasz się, że będzie ciężko się odnaleźć i przestawić? Pierwsza Liga dawno nie była tak silna, jak teraz.
- Mamy troszkę przetarcia pierwszoligowego, bo często sparingi gramy z drużynami z 1. Ligi. Wiadomo, sparing to jest tylko sparing i nie jest to mecz o punkty, ale gdzieś tam to doświadczenie jest i po prostu będę robił swoje, będę wykonywał założenia trenera, będę słuchał podpowiedzi bardziej doświadczonych kolegów, czy Kuby Wójcickiego, czy Pawła Moskwika, czy Piotrka Misztala i myślę, że będzie dobrze.

- Chciałbym byś porównał trenerów, z którymi pracowałeś dotychczas w Zniczu. Mariusz Misiura to najlepsze, co mogło się pojawić w Pruszkowie w ostatnich latach?
- Patrząc na wynik, jaki osiągnęliśmy, to bezapelacyjnie tak, nie ma co tu ukrywać, bo wynik sam się broni. Nawet jeżeli ktoś nie byłby fanem trenera Misiury, to przykro mi, zrobiliśmy taki wynik z trenerem, że musi go polubić.

- Którą bramkę wspominasz najlepiej w karierze? A może jakąś asystę?
- Bramka z Hutnikiem to jest numer jeden, a zdjęcie po tym golu chyba muszę powiesić sobie na ścianie w pokoju, bo tam są wszystkie emocje i ja tam widzę całą drogę, jaką przeszedłem do tego momentu. Z takich mniej oczywistych, jeszcze w barwach Świtu, graliśmy mecz w 1/16 Pucharu Polski z Podbeskidziem Bielsko-Biała, fajna bramka lewą nogą na 1:1. Ostatecznie ten mecz przegraliśmy 1:3 z bardzo dobrą drużyną Podbeskidzia, ale bramkę bardzo miło wspominam.

- Znicz rozwija się, oprócz aspektu sportowego, i choć ślimaczym tempem, to także pozasportowo. Jak to wygląda od strony zawodnika?
- Hmm, dobre pytanie. Ciężko na to odpowiedzieć, bo ten sezon i walka o awans do samego końca nas zjednoczyła na boisku. Płynęliśmy wspólnie w jednym kierunku i tak naprawdę liczyło się dla nas boisko, trening, regeneracja, mecz i nic więcej. Generalnie miło było, że coraz więcej ludzi pojawiało się na trybunach, że dużo dzieci przychodziło do nas po autografy i po zdjęcia, to jest naprawdę miłe, odbiło się to na pewno bardzo pozytywnie na drużynie i może nie jesteśmy dla tych młodych adeptów piłki idolami, to jednak miło się patrzy, jak podchodzą do nas i chcą sobie zrobić zdjęcie czy proszą o podpis. Fajnie by było, gdyby byli razem z nami w przyszłym sezonie!

- Cała Polska głośno śmieje się z piknikowego klimatu w Pruszkowie. No cóż, „taki mamy klimat”. Odpowiada Ci ta spokojna, rodzinna atmosfera, czy jednak wolisz głośne stadiony i kluby pełne zagorzałych kibiców?
- Generalnie jak graliśmy na wyjazdach, na przykład na stadionie Ruchu Chorzów w zeszłym sezonie, no to mimo, iż kibice nie dopingowali nas, a rywali, to z pewnością nas to napędzało. Nawet jak jesteśmy gośćmi i kibice gospodarzy coś tam krzyczą, to nas to motywuje i pcha do przodu, fajnie się gra przy żywiołowych trybunach. U nas też pojawił się jakiś doping, może w pierwszej lidze zacznie więcej osób dopingować? Mam nadzieję, że będziemy iść w lepszym kierunku, że ta frekwencja będzie większa.

- Numer 6 z racji pozycji, czy może jakaś osobista sympatia?
- W sumie jak tak się zastanawiałem, to zawsze wybieram numery parzyste. Grałem z 4,6,8,10, ale do końca kariery chciałbym zostać przy szóstce, żeby ten numer był związany ze mną, a skąd wybór liczb parzystych? Nie mam pojęcia. Szóstka pojawiła się z racji pozycji i tak już zostało.

- „Umiejętność robienia tego, co nieprzewidywalne pozwala mu mijać pilnujących go rywali. Dysponuje niezłą szybkością. Nie wykazuje większych wahań formy. Nie może zaliczyć krycia do swoich mocnych stron. Zachowuje profesjonalne podejście.”. Zgadasz się z przepowiednią, którą głosi najnowszy Football Manager?
- Nie do końca, z tą szybkością na pewno przesadzili (śmiech), raczej tego w swoich atutach bym nie wymieniał. Zgodzę się na pewno z tym brakiem wahań formy. A to ostatnie? A, krycie. Nie, no to jak, co oni gadają, zupełna głupota. A z profesjonalnym podejściem, wiadomo, jest czas na zabawę, jest czas na pracę. Jak przychodzi sezon, to trzeba się temu oddać. Tak jak mówiłem wcześniej, nie ma miejsca nawet w takiej drugiej lidze na to, żeby łączyć brak profesjonalizmu z graniem na tym poziomie, bo to się odbije prędzej czy później jakimś urazem, czy słabszą dyspozycją.

- Świt Nowy Dwór Mazowiecki. Jeszcze przed chwilą potencjalnie Twój ligowy rywal, gdy Znicz był o włos od spadku, a dziś to tylko były klub i melodia przeszłości. Jak wspominasz tamte lata?
- W Nowym Dworze mieszkam do tej pory, można powiedzieć, że to mój drugi dom. Ludzie, których tam poznałem, wraz z narzeczoną, pomogli nam się tam zaaklimatyzować i stworzyliśmy taką społeczność wokół siebie, że czujemy się tam jak w drugim domu, a gra w Świcie to było coś naprawdę fantastycznego. Bardzo ubolewam nad tym, że ten klub cały czas gra w trzeciej lidze, bo widzę ile tam ludzie oddają serca temu i uważam, że zasługują przynajmniej na tą drugą ligę. Co do samej gry, naprawdę dobrze to wspominam. Odchodząc powiedziałem chłopakom takie zdanie, że przyszedłem jako młody chłopiec, a odchodzę jako dojrzały mężczyzna i za to przede wszystkim Wam dziękuję. Cały czas to podtrzymuje, bo czas tam spędzony bardzo mocno pomógł mi dojrzeć piłkarsko i ukształtować się jako człowiek.

- W tym sezonie zagrasz przeciwko ukochanej Wiśle Płock. W domu, czyli w Pruszkowie, oraz na nowym stadionie w Płocku. Wygrywa serce, czy rozum? O koncentrację nie pytam, bo wszyscy wiemy do której bramki grasz, ale czy już wyczuwasz sentyment?
- Dopiero po jakimś czasie do mnie dotarło, że, kurczę, przecież my będziemy w tej samej lidze! Z jednej strony jest mi przykro, że taki los spotkał Wisłę, a z drugiej nic nie dzieje się bez przyczyny, coś tam musiało nie zagrać. Fajnie będzie wrócić w rodzinne strony, do ukochanego klubu i pokazać się płockiej publiczności, bo niektórzy się z tego śmieją, ale my gramy dla publiczności, dla kibiców. Także dla siebie, dla swoich rodzin, ale miło zawsze, jak osoba, której nie znasz podejdzie do Ciebie i powie: „Słuchaj, fajnie zagrałeś” albo „Ja Cię kojarzę z tego, co robisz”. To jest naprawdę miłe, więc fajnie będzie się pokazać w Płocku, mam nadzieję, że wiele osób tam o mnie pamięta.

- Nadal jesteś w młodym wieku, nic nie jest jeszcze przekreślone, wierzysz, że jeszcze kiedyś zagrasz w Płocku?
- Chciałbym. Nie nastawiam się kiedy by to miało być, czy teraz, czy za rok. Tak jak mówię, chciałbym pokazać, że Krystian Pomorski nie jest tak słaby, jak ktoś tam może sobie pomyśleć.

- Co planujesz robić po skończeniu kariery piłkarskiej? Trener czy jednak basta i detoks od piłki?
- Praca trenera, moim zdaniem, jest o wiele cięższa od bycia zawodnikiem. Możesz podpisać dwu, trzy-letni kontrakt, a po dwóch miesiącach może Cię już nie być. Bardzo szanuję ich pracę, nie każdy przecież może być trenerem, oprócz dużej wiedzy o piłce musisz mieć cechy przywódcze, znać się na psychologii człowieka, bo przecież zarządzać taką grupą ludzi, gdzie, nie ma co ukrywać, każdy myśli, że jest najlepszy, bo musisz w siebie wierzyć, to nie jest łatwa rzecz. Większość zawodników twierdzi, że on musi grać, on jest najlepszy. Czy chciałbym być trenerem? Na ten moment do roli seniorskiego trenera nie dojrzałem, jeszcze siebie tam nie widzę, ale generalnie mam za sobą już treningi z grupami młodzieżowymi. Fajna praca, ale na razie to są tylko dzieci, więc jest to zupełnie coś innego, niż praca trenera seniorów. Jednak nie mówię nie, przy piłce chciałbym zostać, bo to jest całe moje życie i moja miłość, więc nie sądzę, żebym potrafił zupełnie odciąć się od futbolu.

- Największe sportowe marzenie w tym momencie?
- Chciałbym zagrać bardzo w Ekstraklasie, nie wiem czy będzie mi to dane czy nie. Jeśli nie, to nie będę płakał, bo już napisaliśmy piękną historię, a przecież piszemy ją dalej, ona jeszcze nie ma zakończenia, ale chciałbym się w Ekstraklasie jeszcze kiedyś znaleźć.

- Myślisz, że Ekstraklasa jeszcze przyjdzie na Bohaterów Warszawy, czy jednak 1. Liga to już jest szczyt?
- Nie ma czegoś takiego jak szczyt możliwości. Przykład poprzedniego sezonu, Puszcza Niepołomice jest w Ekstraklasie, jak to brzmi? Życzę im, by byli tam jak najdłużej, bo to też jest świeżość dla ligi. Dlatego szczyt możliwości nie istnieje, sky is the limit!

- Prywatnie Twój ulubiony klub to Barcelona. Obronicie tytuł mistrza w tym sezonie, czy może być ciężko?
- Wierzę, że tak. W lidze hiszpańskiej uda się ponownie wygrać, jednak dla mnie od zawsze najfajniejszym trofeum była liga mistrzów, która przynosi najwięcej emocji. Co do LM, myślę, że napiszemy jakąś historię, ale czy wygramy? Nie powiedziałbym…

- Gdybyś miał w tym momencie nieograniczone środki, kogo byś sprowadził do Znicza?
- Leo Messi (śmiech). Leo Messi i Maciek Firlej. No i Dawid Barnowski od razu, żeby mieć cały skład.

- No to jeszcze Łukasz Bogusławski do kompletu?
- Pewnie, że tak. Mielibyśmy z 45 osób w kadrze, ale na pewno byłoby wesoło.

- Ostatnie pytanie na sam koniec. Czego życzysz Zniczowi na stulecie?
- Życzę przede wszystkim fajnych emocji w nadchodzącym sezonie, żeby było więcej tych pozytywnych, niż negatywnych. Życzę kibicom, żeby byli z nami przez cały czas, w trudniejszych i łatwiejszych momentach, bo takie na pewno będą. No i żeby znajdowali jak najwięcej czasu na przyjście na mecz! Fajnie by było, żeby ta frekwencja szła w górę i żeby coraz więcej ludzi nas dopingowało.

Polub nas na Facebook


To może Cię zainteresować: