Po ostatnim spotkaniu Znicza Pruszków w internecie niesie się wieść o fantastycznym trenerze z Pruszkowa. Tym fachowcem jest nie kto inny, jak Mariusz Misiura. Opiekun Znicza Pruszków zbudował drużynę od podstaw, która skutecznie ogrywa rywali z wyższej półki. Młodzi gracze Znicza nie boją się grać ofensywnie i stawiają opór takim firmom jak Lechia Gdańsk, Wisła Kraków czy Arka Gdynia. Przed Żółto-Czerwonymi świetlana przyszłość!

Mariusz Misiura to człowiek, który doświadczenie trenerskie zbierał zagranicą, m. in. w Realu Madryt. Gdy przyjechał do Polski, żaden klub nie był zainteresowany jego usługami, aż po czasie zgłosił się Znicz. Początki nie były łatwe, drużyna ledwo uniknęła spadku, a w kolejnym sezonie… awansowała z baraży o poziom wyżej. Eksperci twierdzili, że Znicz w pierwszej lidze zderzy się ze ścianą i będzie murowanym faworytem do spadku. Nic takiego się jednak nie stało! Mariusz Misiura stworzył ekipę z prawdziwego zdarzenia. Kolektyw, drużyna, rodzina – to jedne z wielu określeń, którymi po każdym meczu zostają okraszeni gracze z Pruszkowa, niezależnie czy spotkanie jest wygrane, czy przegrane.

Cechą charakterystyczną dla polskich zespołów jest paraliż po straconej czy zdobytej bramce. W zespole Misiury taki syndrom nie występuje. Pruszkowianie, mając najwięcej kontaktów z piłką w całej lidze, po stracie bramki dokręcają śrubę i wrzucają wyższy bieg. Każda sytuacja jest potem przez nich analizowana po to, by na przyszłość wystrzegać się zachowań, które spowodowały stratę gola.

Jak widać, głęboka analiza i zaangażowanie trenera przynosi skutek. Ostatnie dwa spotkania Znicza to porażka z GKS-em Katowice (1:3) oraz zwycięstwo z Bruk-Betem Nieciecza (2:0). W meczu na Śląsku Znicz nie przeważał, nie zagrał wybitnie, ale zaprezentował się solidnie, pomimo straty aż trzech bramek. Rywale byli w fenomenalnej dyspozycji, której w żaden sposób nie mogła postawić się drużyna Mariusza Misiury. Swój dzień w bramce miał Miłosz Mleczko, ale przy bramkach GKS-u nie miał już żadnych szans.

Przełamaniem był piątkowy mecz z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza. Drużyna zeszłorocznej edycji Ekstraklasy przyjechała do Pruszkowa z apetytem na trzy oczka, ale jej nadzieje zostały skutecznie powstrzymane przez Żółto-Czerwonych. Słoniki przez całą pierwszą połowę próbowały dotrzeć do bramki Miłosza Mleczki, ale ten po raz kolejny z rzędu rozgrywał w bramce mecz życia. Rywale korzystali z gry kombinacyjnej, kontr, wrzutek, ale tego dnia bramkarz Znicza nie miał sobie równych. W 41. minucie Radosław Majewski z rzutu wolnego tylko postraszył Bruk-Bet, by chwilę później z rożnego sprowokować gol samobójczy zawodnika drużyny Bruk-Betu.

W drugiej połowie na boisku zbyt dużo się nie działo, ale odnotować warto emocjonującą końcówkę spotkania. W 79. minucie Marcela Krajewskiego w polu karnym wypatrzył z ponad 40 metrów Radek Majewski. Młody lewy obrońca zgrał głową otrzymaną piłkę do Daniela Stanclika, który wolejem trafił prosto w bramkarza. Krajewski wykorzystał okazję i dobił futbolówkę, która wpadła mu wprost pod nogi, dzięki czemu Znicz mógł cieszyć się aż do końca spotkania z dwubramkowego prowadzenia.

Polub nas na Facebook


To może Cię zainteresować: