W przechowywanym w Archiwum Państwowym w Warszawie  „Zbiorze rodziny Witaczek z Milanówka 1944-1952”, w teczce opatrzonej sygnaturą 14 znajdują się między innymi oświadczenia osób, które znalazły się pod opieką Witaczków już w pierwszych miesiącach okupacji. Były to głównie rodziny pochodzące z miejscowości wcielonych do III Rzeszy, wysiedlone ze swoich domów do Generalnej Guberni. Do Milanówka dotarły także osoby uciekające z dawnych Kresów Wschodnich, a konkretnie z Wołynia.

Trudno dziś ustalić ile osób znajdujących się w takiej sytuacji zostało objętych opieką Witaczków i na czym ona polegała, choć nieco światła rzuca oświadczenie złożone przez Tadeusza Jaroszewskiego lekarza dentystę zamieszkałego przed wojną w Sierakowie Wielkopolskim pod Poznaniem. Pisze on: „… W grudniu 1939 r. gdy po wysiedleniu przez niemieckiego okupanta znalazłem się w Milanówku pod Warszawą, w moich zabiegach o egzystencję życiową przyszedł mi z pomocą ówczesny dyrektor fabryki Jedwabiu w Milanówku ob. Witaczek Henryk, który urządził bezinteresownie przychodnię dentystyczną dla pracowników swej fabryki, dając mi tym samym możność do zarobkowania i utrzymania mej rodziny. Ob. Witaczka poznałem jako człowieka wysoce uspołecznionego, o czem przekonałem się z jego podejścia do spraw doli wysiedleńców, którym służył w każdym wypadku pomocą moralną i materialną ...… Ob. Witaczek w stosunku do każdego wysiedleńca nie szczędził żadnych środków, mogących przynieść im skuteczną pomoc. Przykładnie wypada mi tutaj podnieść, że położony dom mieszkalny przy swej fabryce, znajdujący się w stanie nieużytkowym, ob. Witaczek własnym kosztem gruntownie odbudował, umieszczając w nim następnie 8 rodzin wysiedlonych, których ponadto zaopatrzył w sprzęt domowy i opał przez cały czas okupacji…”. Podobne w swej wymowie oświadczenie złożył również doktor Florian Spychalski  wysiedlony z Poznańskiego, po wojnie dyrektor szpitala w Sierakowie, zaangażowany przez Henryka Witaczka do opieki nad pracownikami CDSJ, który pisze: „…Ob. Witaczek polecił mi specjalnie zorganizować ośrodek zdrowia dla dzieci swych pracowników , urządził go z własnych funduszów i polecił mi pieczę nad młodym pokoleniem, dostarczając z własnych funduszów leki zwłaszcza trudno dla Polaków  osiągalne witaminy przeciwkrzywicze i pożywki organizując przy tym ośrodku rozdawnictwo bezpłatnego mleka i pożywienia dla dzieci…. Przypominam sobie dobrze, kiedy chłopca młodego 15-16 lat liczącego, syna wdowy wysiedlonej, nie pracującej wcale w jego zakładzie, a chorego na ostrą gruźlicę płuc …. umieścił natychmiast na swój koszt w sanatorium w Otwocku.”  Wśród osób wysiedlonych znajdował się także dr Wieńczysław Doński, który wraz z żoną i córką zatrzymał się w Żółwinie, po wojnie wrócił do Torunia i dwukrotnie złożył świadectwa opisujące pomoc udzieloną przez rodzinę Witaczków. Skany tych dokumentów podobnie jak oświadczenie dr Floriana Spychalskiego były  prezentowane we wcześniejszych częściach artykułu. Z pomocy Witaczków w Żółwinie korzystał też profesor Ludwik Kolankowski, przedwojenny senator, profesor historii na Uniwersytecie Lwowskim, w pierwszych dniach września znalazł się w Warszawie, gdzie do 1944 pracował jako ostatni dyrektor Biblioteki Ordynacji Zamoyskich. Z Wołynia do Żółwina trafiła rodzina sędziego Aleksandra Derynga, który został zatrudniony jako  administrator tego majątku, jego żona Weronika kierowała kuchnią w Żółwinie, syn pracował w gospodarstwie, a córka formalnie zatrudniona była w CDSJ. Jej nazwisko widnieje na sporządzonej już po wojnie liście osób, które były fikcyjnie zatrudnione w obawie przed wywiezieniem.  Według oświadczenia Konstantego Kwiatkowskiego, złożonego w październiku 1951 roku, który również uciekł z rodziną z Wołynia i do CDSJ został przyjęty przez Witaczka w maju 1944 roku „… Dyrektor Henryk Witaczek nie tylko że zaoferował mi pracę, ale zainteresował się natychmiast mym losem , przydzielając na razie mieszkanie tymczasowe, a następnie kupując dla mnie dwupokojowy lokal który dotychczas zajmuje…”  

W teczce o sygnaturze 14 znajduje się w odpisie jeszcze jeden wart opublikowania dokument podpisany przez rodzeństwo Teodozję, Danutę i Józefa Chrzanów oraz ich matkę Marię z Wysokiego powiat Zamość. Są to tzw. „dzieci Zamojszczyzny” uratowane przez Henryka Witaczka z transportu przed wywiezieniem do Niemiec. Tak opisują co spotkało ich w roku 1942: „…Rodziców wywieźli do Niemiec a nas trzymali za drutami jak przestępców o głodzie, w mroźne dni grudniowe przez dwa tygodnie, następnie [zapakowali] jak zwierzynę w wagony i uwieźli w stronę Warszawy. Co mieli zamiar dalej zrobić – nie wiem. Jeden tylko człowiek ob. Witaczek Henryk słysząc o tym pospieszył z pomocą nam dzieciom opuszczonym , już wtenczas nie podobnym do istot żyjących, ale do szkieletów ludzkich – brudnych owszonych i zgłodniałych. On się nie brzydził tego, ale przygarnął nas cała trójkę ręką ojcowską i pod narażeniem własnego życia przybrał jako własne dzieci. My wówczas mając – najstarsza lat 14, druga 12 i chłopiec lat 8. Dopiero po pewnym kresie czasu , w domu gdzie byliśmy pod troskliwą opieką wyżej wymienionego ob…… podobne byliśmy do ludzi. Po wyszykowaniu nam całej wyprawki począwszy od bielizny do pościeli dla każdego z osobna, odwiózł nas do Kostrowca do szkoły gdzie przez cały czas pobytu płacił za naukę i utrzymanie. Przy tym dostarczając dożywienia i ubrania i przeróżnych zabawek, odwiedzając nas co tygodnia…”. Po wojnie szczęśliwie udało się odszukać rodziców i choć ojciec wkrótce zmarł rodzeństwo Chrzanów wraz z matką wróciło do domu. Złożone przez nich oświadczenie zostało potwierdzone przez Przewodniczącego Prezydium Gminnej Rady Narodowej w Wysokiem. Wspomniany w oświadczeniu Kostrowiec  to Sierociniec działający przy Zgromadzeniu Sióstr Rodziny Marii. Pod sygnaturą nr 1 zachował się list Stanisławy Witaczek z 8 grudnia 1942 roku kierowany do Zgromadzenia w sprawie ośmioletniego sieroty Henryka Kubiaka. Jego matka nie żyła, a ojciec zatrudniony w CDSJ wyłącznie ze względu na dziecko zaginął. Stanisława Witaczek wpłaca 2600 za rok na jego utrzymanie, przekazuje pościel i ubrania chłopca oraz deklaruje że płacić będzie po 200 zł. miesięcznie oraz przesyłać ubrania. Pismu towarzyszy spis rzeczy przekazanych wraz z chłopcem oraz pokwitowanie dokonanej wpłaty. Z odręcznej notatki wynika, że Stanisławie Witaczek udało się odszukać ciotkę chłopca i w dniu 11 października 1943 roku zwróciła się do sierocińca o jego wydanie.

Czy udało się dotrzeć do wszystkich dokumentów potwierdzających zaangażowanie Witaczków w udzielanie pomocy potrzebującym? Z całą pewnością nie. Wiele dokumentów oraz uczestników i świadków historii już nie istnieje. Inne być może uda się jeszcze odnaleźć. O tym że postawa Witaczków nie była na pokaz świadczy choćby taki dokument jak ten z 15 lipca 1941 roku, gdy w dniu imienin dyrektora Henryka Witaczka pracownicy „…w miejsce kwiatów…” wpłacają zebraną kwotę 100 zł na Komitet Samopomocy Społecznej w Milanówku.   

Systematyczne, niewymuszone działanie Witaczków, trwające nieprzerwanie latami, to najwyższy przejaw patriotyzmu i szacunku do człowieka z jakim się spotkałam. Zasługujące na wieczną pamięć i najwyższy szacunek.


Relacja dr Tadeusza Jaroszewskiego zamieszkałego po wojnie w Sierakowie z dnia 31 stycznia 1951. APW, Zbiór rodziny Witaczek z Milanówka 1944-52, sygn. 14


Oświadczenie Konstantego Kwiatkowskiego zamieszkałego po wojnie w Milanówku z dnia 2 października 1951. APW, Zbiór rodziny Witaczek z Milanówka 1944-52, sygn. 14 –


Oświadczenie Teodozji, Danuty, Józefa i Marii Chrzanów zamieszkałych po wojnie w Wysokiem powiat Zamość z dnia 17 stycznia 1951. Zbiór rodziny Witaczek z Milanówka 1944-52, sygn. 14 –


Potwierdzenie wpłaty 100 zł na rzecz Komitetu Samopomocy Społecznej w Milanówku, zebranych z okazji imienin Henryka Witaczka w dniu 15 lipca 1941. Zbiór rodziny Witaczek z Milanówka 1944-52, sygn. 13 – (plik k2.JPG i k3.JPG)

 

Zapraszamy do zapoznania się z wcześniejszymi artykułami z cyklu:

Polub nas na Facebook


To może Cię zainteresować: