Bez kwiatów i przecinania wstęgi zakończono (?) prace przy budowie trasy rowerowej wzdłuż ul. Grudowskiej w Milanówku. Inwestycja wykonana została w ramach projektu partnerskiego (koordynatorem projektu i głównym beneficjentem jest Grodzisk Maz.) pn.: „Redukcja emisji zanieczyszczeń powietrza w gminach południowo-zachodniej części Warszawskiego Obszaru Funkcjonalnego poprzez budowę Zintegrowanego Systemu Tras Rowerowych –etap I.”

Jak nas poinformowano w Biuletynie Miasta Milanówka nr.4, „Realizacja projektu pozwoli na sprawny dojazd do do stacji PKP i WKD, będzie promować zdrowy styl życia oraz przyczyni się do tworzenia spójnych połączeń komunikacyjnych wpływających bezpośrednio na rozwój bezpiecznego, niskoemisyjnego i przyjaznego środowisku transportu rowerowego.

Takie hasła. Z pewnością pochodzą z tekstu uzasadnienia wniosku o dotację (pieniądze unijne) i są tak sformułowane, aby szansa na „załapanie się” projektu była jak największa. I udało się. Wprawdzie Miasto musiało coś dołożyć ze swojej kasy (m.in. wynagrodzenie „inżyniera kontraktu” – tzn. kogo? – to prawie 21 tys. zł), ale przecież dostaliśmy partnerski „prezent” i nie powinniśmy wybrzydzać. A ja jednak będę …

Nie wiem co robił „inżynier kontraktu”, bo w czasie budowy trasy rowerowej panował przez dwa miesiące beztroski bałagan, w tym nieoznakowane zawalidrogi w postaci asfaltu i stert materiałów na jezdni, udostępnienie ścieżki rowerowej przed wykonaniem pełnego oznakowania i usunięciem przeszkód (np. kosza na śmieci w świetle ścieżki).

Ale to już za nami. Mamy ścieżkę i powinniśmy się cieszyć. A ja nie cieszę się …

Kiedy na posiedzeniu komisji Budżetu RM Milanówka 21 maja b.r. krytykowałem wadliwe oznakowanie trasy, nie mogłem przewidzieć, że już następnego dnia od rana ekipa drogowców będzie uwijała się malując znaki poziome i ustawiając pionowe wzdłuż całej trasy od ul. Królewskiej do ul. Warszawskiej. Może jeszcze nie skończyli, bo dziś 28 maja wciąż czegoś brakuje, np.: na skrzyżowaniu z ul. Herberta brak informacji o zmianie położenia ścieżki z lewej na prawą stronę jezdni.

To wspaniale, ale niestety ważniejsze aspekty mojej krytyki wciąż pozostały aktualne i długo pozostaną. A podstawowym zarzutem jest bezcelowość a nawet szkodliwość kosztownego przedsięwzięcia, które powoduje pogorszenie bezpieczeństwa pieszych i rowerzystów, utrudnia parkowanie samochodów i posiada wątpliwe walory estetyczne.

Teza brutalna, toteż czuję się w obowiązku jej uzasadnienia. Prawo o ruchu drogowym i związane z nim rozporządzenia jednoznacznie określają, że szerokość ścieżki rowerowej JEDNOKIERUNKOWEJ z dopuszczeniem ruchu pieszego (bez wydzielenia oddzielnych pasów) powinna wynosić co najmniej 2,5 m. Taką szerokość ścieżka wzdłuż ul Grudowskiej osiąga z trudem na niektórych odcinkach (np. na odcinku miedzy ul Graniczną i Długą, gdzie nie ma ruchu samochodowego i jest oddzielny pas dla pieszych). Gdzie indziej, w wielu miejscach jest to pas szerokości 2m z przewężeniami w przypadkowych miejscach do 1,70 m z powodu licznych drzew i słupów stojących w świetle ścieżki. Po obu stronach ścieżki brak jakichkolwiek pasów separujących (poza krawężnikiem) od ruchu samochodowego i ogrodzeń działek z wyjazdami i furtkami. Przypominam, że na całej długości są to ścieżki dwukierunkowe. Może projektanci ścieżki nie rozumieją wynikającego stąd ryzyka dla wszystkich użytkowników takiej „ścieżki rowerowej”, ale przynajmniej powinni stosować się do przepisów. Zastępca Burmistrza Milanówka p. Sudomirski wyraził zrozumienie dla moich zarzutów stwierdzając, że „standard ścieżki nie jest zbyt wysoki”. Obserwując ruch na ul. Grudowskiej mogę stwierdzić, że rowerzyści bezpieczeństwo ścieżki ocenili jednoznacznie: mimo znaków nakazu korzystania ze ścieżki, wolą jeździć środkiem jezdni nie ulegając złudnemu poczuciu bezpieczeństwa zadekretowanego prze wymalowane znaki. Podobnie, pogorszenie bezpieczeństwa stwierdzają napotkani piesi. I mają rację. Podstawowa zasada bezpieczeństwa na drodze, to widzieć i być widzianym. Ścieżki na ul. Grudowskiej są usytuowane w ostrej sprzeczności z tą zasadą i dlatego przy umiarkowanej na tej ulicy intensywności ruchu najbezpieczniej jest na środku jezdni.

Przy okazji stracono jedyną szansę na sensowny parking dla samochodów w pobliżu przystanku WKD. To dość perfidna metoda zmuszania do zamiany samochodu na rower i raczej sprzeczna z zasadami organizacji komunikacji miejskiej, bo większość gmin stara się zapewnić wygodne i bezpieczne parkowanie samochodów przy dworcach kolejowych, właśnie po to, aby zachęcić do korzystania z komunikacji zbiorowej. Na odcinku Graniczna-Długa sama ścieżka jest wzorowa, ale przy okazji znikły trzy ławeczki i resztki kwiatów ‑ na to zwróciła uwagę miła starsza pani, która też uznała całość za absurdalną i niebezpieczną.

A estetyka rozwiązania? Przybyło słupków ze znakami drogowymi i malunków na jezdniach i ścieżkach mimo, że w zasadzie zgodnych z przepisami (o sensowności było wyżej) z estetyką miasta ogrodu mających niewiele wspólnego. Oprócz znaków drogowych pojawiła się na słupie przy wlocie ul Grudowskiej od strony ul. Warszawskiej tablica informująca o źródle finansowania trasy rowerowej. Należałoby ją umieścić w mniej wyzywający sposób, z dwóch powodów: po pierwsze, funkcjonalnie jest to reklama, która nie powinna wisieć na słupie energetycznym i na dokładkę zasłaniać widoczności, po drugie, w związku z tym, że na takiej tablicy beneficjent jest obowiązany do informowania, kto jest „sponsorem”, należałoby to zrobić dyskretniej, aby nie ośmieszać „sponsora” absurdalnym rezultatem.

Żeby moje wywody nie były akademickim popisem, przeszedłem cały szlak rowerowy na Grudowskiej z aparatem w ręku‑ zdjęcia w załączeniu. Już na samym wstępie wjeżdżając z ul. Warszawskiej rowerzysta dobrze się zastanowi, czy starczy mu odwagi, aby wjechać pomiędzy mury i słupy betonowe najeżone szyldami i znakami – bo jak stamtąd uciec? Tym bardziej, że w oddali widzi samochód parkujący na połowie ścieżki rowerowo-pieszej i dodatkowo nie jest pewien, czy ta ścieżka jest jedno czy dwukierunkowa. Jeśli był odważny, po drodze nikt mu nie wyszedł z furtki (np. mama z dzieckiem w wózku), ominął losowo rozstawione słupy, drzewa i kosze na śmieci, krzewy i gałęzie drzew i dotarł do skrzyżowania z ul. Herberta, chyba po śladach poprzedników musi domyślić się, że powinien przejechać na druga stronę ulicy, bo tam jest dalszy ciąg ścieżki. A może go już nie obowiązuje ścieżka rowerowa za skrzyżowaniem, chociaż jest – o czym po niewczasie dowie się ze znaków poziomych. Podobna zmiana strony ulicy czeka go na skrzyżowaniu z ul. Długą. Tu jest dużo lepiej, ale nie dziwię się, że po emocjach na „torze przeszkód” rowerzysta będzie wolał jechać jezdnią, bo na niej nie ma pułapek i w razie ryzyka kolizji jest gdzie uciec. A jest się czego obawiać, bo na ostatnim odcinku do ul. Inżynierskiej zarośla zasłaniają wyjścia z ogrodów, a na końcu można wpaść pod samochód wyjeżdzający z ul. Inżynierskiej zza banerów reklamowych. Nic wiec dziwnego, że na dziesięciu napotkanych rowerzystów, ośmiu jechało jezdnią (jeden, widząc mnie z aparatem wjechał z jezdni na ścieżkę – ale chyba nie o to chodzi – jemu zdjęcia nie zrobiłem). A może mylą ich znaki nakazu C13/C16 umieszczane raz z lewej, a raz z prawej strony ścieżki?

Nie pierwszy raz (i obawiam się, że nie ostatni) spotykam się z sytuacją marnotrawienia pieniędzy publicznych tylko z tego powodu, że urzędniczy światek wbił sobie do głowy, że uzyskanie DOTACJI jest dobrem samym w sobie, bez względu na to, co z tą dotacją zrobimy i ile nas to będzie kosztować w przyszłości. Jest tylko jedna grupa społeczna, którą to cieszy – przedsiębiorcy-wykonawcy. Przy okazji: jak wynika z map przedstawionych na posiedzeniu komisji Budżetu RM Milanówka przy okazji rozstrzygnięcia konkursu na zagospodarowanie zieleni miejskiej, ul Grudowska znalazła się również na liście „przedsięwzięć” w kolejnym projekcie, w którym miasto aplikuje o pieniądze na zieleń. Czy to nie za dużo nieszczęścia na biedną, wąską ulicę.

Polub nas na Facebook
Zobacz galerię: Rowerem przez krainę absurdu


To może Cię zainteresować: