Trwają 24. Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. To wielkie sportowe widowisko jest wielkim marzeniem każdego, kto zawodowo zajmuje się sportem. Niewielu ma jednak okazję, by doświadczyć tych emocji. Luiza Złotkowska miała taką szansę i dobrze ją wykorzystała. Wielokrotna medalistka mistrzostw Polski w łyżwiarstwie szybkim, srebrna (Soczi 2014) i brązowa (Vancouver 2010) medalistka olimpijska w wyścigu drużynowym, w rozmowie z Kamilem Kubackim opowiada, czym jest dla niej sport i jakie emocje towarzyszą sportowcom podczas Igrzysk Olimpijskich.

O!: Czym są Igrzyska Olimpijskie dla sportowca?
Luiza Złotkowska: Miałam 14 lat, byłam już w szkole sportowej i tam jeden z trenerów powiedział mi, że Igrzyska Olimpijskie to są najważniejsze zawody dla każdego sportowca. I tak to sobie wbiłam do głowy, że od tamtej pory w zasadzie miałam tylko jeden cel i jedno marzenie, żeby na te Igrzyska jechać i tam wystartować.

O!: Jakie to przeżycie, gdy uczestniczy się w ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich?
LZ: Szczerze mówiąc, nigdy nie byłam na ceremoniale otwarcia, bo zawsze startowałam dwa dni po tej uroczystości i jest taka niepisana zasada, że ci sportowcy, którzy startują blisko tej ceremonii, oszczędzają nogi. Tak naprawdę to, co ludzie widzą w telewizji, czyli te kilka minut defilady na otwarcie, to dla sportowca kilka godzin przygotowań – od momentu wyjścia z pokoju z wioski olimpijskiej, przejazd na stadion, gdzie odpowiednio trzeba się ustawić, a potem się krąży godzinami w podziemiach stadionu, po to by na te kilka minut wyjść na płytę stadionu i pomachać flagą. Ja to zawsze oglądałam w telewizji. A ze strony sportowej, to do Igrzysk trzeba podchodzić jak do normalnego startu. Fizycznie nie da się zrobić nic więcej ponad to, co się potrafi robić, co się robi na co dzień i co się robi na każdych innych zawodach. I trzeba o tym pamiętać, aby się po prostu nie spalić.

O!: A jakie były twoje emocje, gdy pierwszy raz wystartowałaś na takich zawodach?
LZ: Pamiętam ten moment. To były 3 km na Igrzyskach w Vancouver w 2010 r. Oczywiście, klasycznie nie mogłam spać w nocy przed startem, nogi mi się trzęsły, żołądek zaciśnięty i stres ogromny. Hala była wypełniona niespełna 20 tysiącami osób, a świadomość, że po drugiej stronie kamery, która jest co 20 metrów, jest kilka milionów osób, jest dość paraliżująca. Sam widok obiektu, gdzie są kółka olimpijskie, po prostu zapiera dech w piersiach.

O!: I Vancouver to Twój pierwszy sukces olimpijski?
LZ: W momencie startu trzeba być maksymalnie skupionym na technice i na jakości przejazdu. Nie można dopuścić do siebie tych emocji i tej świadomości, że to jest tak ważna impreza. Natomiast, jak już doszło do tego, że zdobyłyśmy medal i była ceremonia medalowa, to nic z tego nie pamiętam. To były tak silne emocje i było to coś tak niewiarygodnego, że ten moment został mi wycięty z głowy i dobrze, że później mogłam to sobie odtworzyć w telewizji. Jedyne, co pamiętam z podium, to że pomyślałam wtedy, że jest to niemożliwe i aż przyklęknęłam sobie na kolano i popukałam w to podium, by sprawdzić, czy to nie sen.

O!: Po tylu sukcesach w karierze sportowej, przyszedł moment, gdy powiedziałaś sobie dość. Czy to był trudny moment?
LZ: 24 lata spędziłam, jeżdżąc na łyżwach i żyłam w przeświadczeniu, że nie potrafię robić nic poza jazdą na łyżwach. I był to moment bardzo trudny, gdy przez kontuzję pleców, ale też, nie oszukujmy się, przez wiek już dość zaawansowany jak na sportowca, musiałam przestać trenować. Przepracowałam ten czas z psychologiem, z którym wcześniej przez pół roku przygotowywałam się w ogóle do tego, żeby zakończyć karierę. Na szczęście po krótkiej chwili zagubienia, znalazłam sposób na siebie. Przede wszystkim w trakcie kariery sportowej skończyłam studia, co umożliwiło mi rozpoczęcie nowej zawodowej drogi. Mam ogromne szczęście, że zaczęłam pracować w Polskim Komitecie Olimpijskim, czyli w najlepszym i najfajniejszym miejscu po zakończeniu sportowej kariery. Pracuję przy współorganizacji wszystkich olimpijskich imprez, czyli letnich i zimowych Igrzyskach, ale też Europejskim Festiwalu Młodzieży i Młodzieżowych Igrzyskach Olimpijskich. A oprócz tego po skończeniu kariery sportowej 4 lata temu, w moim życiu wydarzyło się mnóstwo fantastycznych rzeczy – zostałam radną w Grodzisku Mazowieckim, co też mi przysparza cały czas nowych wyzwań, a niedawno skończyłam studia MBA na uniwersytecie w Belgii, które są pod parasolem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i kończy je może 40 osób z całego świata, a ja jestem drugą osobą w Polsce. Teraz byłam na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio jako COVID Officer i dostałam tę samą propozycję na zimowe Igrzyska w Pekinie. Równocześnie dostałam propozycję bycia komentatorem i ekspertem w telewizji. Zdecydowałam, że znów spróbuję czegoś nowego i przyjęłam tę ofertę.

O!: Świetnie odnalazłaś się w nowej roli, ale wielu rodziców ma obawy przed rozpoczęciem zawodowej ścieżki sportowej swoich dzieci, bo obawia się, że to zamknięcie na inne możliwości. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?
LZ: Uważam, że sport otworzył mi drzwi na świat i dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem. Pochodzę z małej wsi pod Grodziskiem Mazowieckim i bez trampoliny, jaką był sport, w życiu bym nie była na pięciu kontynentach, nie zwiedziłabym tylu krajów na świecie, nie miałabym możliwości spotkania tych wspaniałych ludzi i osiągnięcia tego, co osiągnęłam. Nie każdy musi być mistrzem olimpijskim, ale warto uprawiać sport również dla rekreacji.

Polub nas na Facebook


To może Cię zainteresować: