Zwieńczeniem obchodów 500-lecia Grodziska był plenerowy spektakl muzyczno-teatralny„500 plus, czyli zgrany Grodzisk”. Niestety, po wielkim WOW na starcie, na koniec pozostał nam jeszcze większy niedosyt i niesmak.

Nie chcę uchodzić za eksperta i „wymądrzać się”, ale po obejrzeniu spektaklu naprawdę nie mogę nawet go przemilczeć. W pierwszej kolejności chciałbym pogratulować wszystkim osobom występującym, zwłaszcza seniorom ze Strefy Aktywnego Seniora, na których w większości oparty był ten spektakl. Wszyscy stanęli na wysokości swojego zadania, dali z siebie dużo ponad 100%. Największą wadą całego spektaklu był niestety, scenariusz i reżyseria.

Przede wszystkim spektakl był bardzo nierówny. Odniosłem wrażenie, że podzielono go na kilka części, które otrzymały różne grupy pracujące oddzielnie, niezbyt często kontaktujące się ze sobą, przez co wiele elementów następujących po sobie nie stanowiło płynnej całości, a wydawało się być na siłę pozlepianymi fragmentami. Po niesamowitym początku, pełnym zabawy, zaangażowania publiczności i niesamowitego pomysłu, w kilka minut prześlizgnięto się po kilkusetletniej historii Grodziska, by na kilkadziesiąt minut zostać w latach 20-tych XX wieku. Temat obu wojen światowych praktycznie został zmarginalizowany i o ile w przypadku próby „ogrania” pierwszej wojny światowej wzajemne wtulenie się będących w trwodze aktorów była jakimś pomysłem, tak powtórzenie dokładnie tego samego motywu przy II wojnie światowej było już żenujące.

Zastanawiający był także dobór przedstawionych w spektaklu fragmentów historii Grodziska. Oczywiście każdy może powiedzieć, że w jednym spektaklu nie da się opowiedzieć całych 500 lat, ale podam tu kilka rażących przykładów.

Znalazło się miejsce dla nie najlepiej udokumentowanych wizyt Fryderyka Chopina w Książenicach, ale zupełnie zapomniano o dobrze udokumentowanych wizytach Króla Stanisława Augusta Poniatowskiego u Mokronoskich. W temacie osób związanych ze sztuką na szczęście nie dowiedzieliśmy się, że Józef Chełmoński mieszkał w Grodzisku, ale też nie dowiedzieliśmy się zupełnie, dlaczego tutaj bywał. Świadomość istnienia jego rodziny, czyli pierwszych właścicieli niedawno zrewitalizowanego dworku w Adamowiźnie w scenariuszu nie zaistniała. O uzdrowiskowej historii Grodziska dowiedzieliśmy się w latach powojennych, gdy aktorzy chcieli iść tam na potańcówkę. Niestety, wtedy po świetności zakładu wodoleczniczego dr Bojasińskiego zostało już tylko wspomnienie, a o wzorowanych na Ciechocinku fajfach raczej nikt nie myślał, bo od 1945 r. mieściło się tam… LICEUM PEDAGOGICZNE. Trzeba docenić, że w spektaklu doceniono powojennych artystów „Bohuna” i tak niszowego twórcę jak Antoniego Kanię. Szkoda tylko, że nawet słowem nikt nie zająknął się np. Tadeuszu Bairdzie (patron szkoły muzycznej), czy o Leonidzie Telidze, osobie mającej w Grodzisku swój pomnik, której imieniem nazywane są szkoły w całej Polsce (także w Grodzisku).

Za podsumowanie niech posłuży fakt, że kilkusetletnia historia grodziskich Żydów, najliczniejszej grupy wyznaniowej Grodziska, których historia skończyła się tak tragicznie, została w spektaklu przedstawiona w postaci kilku niesmacznych żartów o Żydach i jedną pieśnią. Trochę to smutne i zastanawiające.

Polub nas na Facebook
Zobacz galerię: 500 plus na minus


To może Cię zainteresować: