Dyrekcja przeznaczała środki gminne na szkolenia, które się nie odbyły, nie płaciła nauczycielom za przepracowane nadgodziny lub wykazała te, których nie było, sama sobie przyznaje świadczenia, m.in. z funduszu zdrowotnego, bez żadnego trybu, jak powiedziałby pewien polityk. Wszystko to działo się w Szkole Podstawowej im. Fryderyka Chopina w Książenicach.

Finanse to nie wszystko

To tylko wycinek całej sprawy, którą zajęliśmy się pod koniec marca 2020 roku. O skargach i zakończeniu kontroli, napisaliśmy w zamieszczonym 22 kwietnia 2020 roku w artykule pt.: Co naprawdę dzieje się w Książenicach?. Dzień wcześniej został opublikowany protokół pokontrolny.

Dowiedzieliśmy się też o konflikcie na linii nauczyciele – dyrekcja i rodzice – dyrekcja. Byli nauczyciele placówki mówili nam, że dyrektorka mogła dopuszczać się czynów mających znamiona mobbingu. Niestety, żaden z nauczycieli do tej pory nie złożył oficjalnej skargi na piśmie, co nie pomogło w zbadaniu sprawy przez samorząd. W artykule zamieszczonym 11 maja 2020 r. pt.: „Specjalistka od zarządzania… strachem? przedstawiliśmy racje rodziców, wywiady z byłymi nauczycielami, a także opisaliśmy obieg dokumentów między rodzicami, szkołą, grodziskim Biurem Oświaty i Wiceburmistrzem Tomaszem Krupskim.

Donos

13 maja w artykule Procedura odwołania dyrektorki rozpoczęta pisaliśmy, że do szkoły została wezwana Straż Miejska i Policja, bo jedna z wicedyrektorek zaczęła wynosić dokumenty, w tym te, zawierające dane wrażliwe. 14 maja otrzymaliśmy oświadczenie wicedyrektorki, która uczestniczyła w tym zdarzeniu.

Informuję, że zabrałam ze sobą z budynku szkoły dokumenty, które potrzebne mi były do analizy przed posiedzeniem Rady Pedagogicznej. Ze względu na pandemię koronawirusa miało odbyć się ono następnego dnia w trybie online. Pani Dyrektor Szymańska poleciła mi telefonicznie, abym przywiozła jej do domu inne dokumenty, leżące na biurku w jej gabinecie. Może zawiniła moja nieroztropność, ale nie widziałam w tym nic złego. Nigdy nie przypuszczałabym, że w tej sytuacji zostanę oskarżona o kradzież, ujawnienie komuś poufnych informacji czy niszczenie dokumentów. Tym bardziej, że jako wicedyrektor zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że tzw. dane wrażliwe podlegają szczególnej ochronie. Pani Szymańska na dzień dzisiejszy jest nadal dyrektorem, czyli moją szefową. Nie widziałam więc niczego niewłaściwego w tym, że wykonywałam polecenia wydane mi przez zwierzchnika.
Podejrzliwość, rozsiewanie plotek i szukanie za wszelką cenę sensacji, sprawiło, że zaczęłam chorować. Od grudnia 2019 roku nosiłam się z zamiarem odejścia ze szkoły. Choć nie najlepiej się czułam, wiedziałam, że nie mogę zostawić tylu trudnych spraw ot, tak, z dnia na dzień. Jestem roztrzęsiona całą sytuacją, bo oskarżenia kierowane wobec mnie są nieuprawnione, krzywdzące i niesprawiedliwe.

To nic karalnego

Straż Miejska przyjechała, zrobiła zdjęcia dokumentom i… odjechała, nie mając nic więcej do roboty. Potem została wezwana policja. Warto zaznaczyć, że Dyrektor lub wicedyrektor to osoby uprawnione do dysponowania dokumentacją szkolną, w tym tę, zawierającą dane wrażliwe. Trudno podejrzewać wicedyrektorkę, która chcąc przygotować się do posiedzenia Rady Pedagogicznej, zabiera pewne „papiery” ze szkoły, aby robiła to, by je zniszczyć. Moją tezę o braku złamania przez panią wicedyrektor przepisów potwierdził Departament Komunikacji Społecznej Urzędu Ochrony Danych Osobowych: „Do Prezesa UODO trzeba zgłaszać te z incydentów, w przypadku których istnieje prawdopodobieństwo (wyższe niż małe) szkodliwego (niekorzystnego) wpływu na osoby, których dane dotyczą. Chodzi tu np. o sytuacje, w których naruszenie może prowadzić do kradzieży tożsamości, straty finansowej czy też naruszenia tajemnic prawnie chronionych”.

Protokół

Dokument opisuje finanse szkoły i organizację pracy placówki od września 2017 roku do końca 2019 roku, czyli od początku kadencji obecnej dyrektor. Zastosowany przeze mnie skrót „itd. Itp.” oznacza, że w danym obszarze stwierdzono też inne, niezgodne z przepisami, działania. Ze względu na to, że chodzi o zwykłe błędy, np. wpisanie danych w nieodpowiednią rubrykę, nie będziemy ich opisywać

Szkolenia, czyli kreatywna księgowość

Realizację szkoleń, kursów, itp. reguluje zarządzenie Burmistrza i uchwała Rady Miasta. W 2018 roku jedna z nauczycielek odbyła studia podyplomowe „Biologia w szkole” – koszt: 3000 zł, w całości opłacony przez szkołę (czy to dofinansowanie czy zwykły sponsoring?). Tymczasem Burmistrz ustalił kwotę maksymalnego dofinansowania na 1800 zł, czyli 1200 zł zapłacono niezgodnie z obowiązującymi przepisami w gminie. Dyrektor Szymańska nie przedstawiła umowy cywilno-prawnej z nauczycielem, który studiował. W 2019 roku radni określili tzw. kierunki preferowane do których zaliczono m.in.: studia i kursy dające kwalifikacje do pracy z uczniami niepełnosprawnymi, związane z organizacją pomocy psychologiczno-pedagogicznej dla uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Ustalili też maksymalną kwotę dofinansowania: 2000 zł rocznie na jednego nauczyciela. Tymczasem jedna z wicedyrektorek ukończyła studia z zarządzania oświatą, z dofinansowaniem ze szkoły w wys. 2400 zł. Tymczasem, decyzja dyrektora ma uwzględniać potrzeby szkoły, a nie nauczyciela, piszą kontrolerzy. Na 12 grudnia 2019 r. zaplanowano spotkanie pt.: „Jak kształtować samodzielność, kreatywność i innowacyjność uczniów”. Zostało ono opłacone już 2 grudnia (1500 zł), a samo szkolenie do czasu zakończenia kontroli (protokół podpisano 13 marca 2020 r.), nie zostało zrealizowane. Itd. Itp.

Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych, czyli wszystko mi wolno

To z niego pochodzą pieniądze dla zatrudnionych w placówce pedagogów, także dla nauczycieli emerytów i rencistów. Przeznacza się je m.in. na dofinansowanie tzw. „wczasów pod gruszą”, a także pożyczki lub zapomogi losowe. Uprawnieni do tego typu świadczeń byli jedynie pracownicy administracyjno-biurowi, emeryci i renciści. Pozbawiono tego prawa nauczycieli. Regulamin nie określał, na jakich zasadach są przydzielane i kto podpisuje umowę pożyczek z dyrekcją. Stąd wynika, pewna „niezręczność”, bo dyrektor Krystyna Szymańska jako pożyczkobiorca, podpisała umowę na pożyczkę mieszkaniową z… dyrektorem Krystyną Szymańską - pożyczkodawcą.

Według ustawy, pracodawca przyznając świadczenia, bierze pod uwagę tylko sytuację materialną, rodzinną i życiową. W Szkole w Książenicach uwzględniano, nie wiedzieć czemu, wymiar etatu. Kontrolerzy, ze względu na brak dokumentacji, nie mogli sprawdzić wniosków o przyznanie świadczenia w 2017 i 2018 roku. Zginął też wniosek pani dyrektor o świadczenie z funduszu zdrowotnego. Regulamin Funduszu mówi, że świadczenie o pomoc zdrowotną, to maksymalnie 1000 zł, przyznawane raz w roku. Tymczasem dyrektor Szymańska wystąpiła o wypłatę, m.in. 1400 i 1500 zł. Jak piszą kontrolujący: „Wśród pracowników, którzy otrzymali świadczenie wyższe, niż wynika to z regulaminu, jest Dyrektor Szkoły”. Nie przedstawiono też dokumentacji potwierdzającej zasadność przydzielenia świadczeń. Wyszło na jaw, że w 2019 roku, w niektórych przypadkach kwoty przekazane do wypłaty przez Biuro Oświaty były inne, niż te z wniosków pracowników. Zdarzało się, że do wniosków o zapomogi zdrowotne przedstawiano dokumenty nie związane z długotrwałą chorobą, czy leczeniem szpitalnym np. rachunki za suplementy diety. W 2017 i 2019 roku dyrektorka przyznała sama sobie z funduszu zdrowotnego łącznie ponad 3500 zł z pominięciem drogi służbowej, czyli bez wysłania wniosku do Burmistrza Itd. Itp.

Rozliczenie nadgodzin, czyli szalone liczby

Ustalono, że część kart z wykazem dodatkowo płatnych godzin ponadwymiarowych (wypełniają je nauczyciele), zawierała godziny w dni ustawowo wolne od pracy (sic!), np. 1 i 11 listopada. Okazało się, że 21 nauczycielom wypłacono nienależne kwoty (łącznie ponad 3000 zł), a 20 pedagogów nie dostało wynagrodzenia za faktycznie przepracowane nadgodziny (łącznie ponad 4000 zł). Liczba godzin z kart nauczycielskich: 171. Liczba godzin do wypłaty: 341. Nieśmiało przypomnę, że skontrolowano prawidłowość naliczania nadgodzin tylko z 20 dni roboczych.

Jeśli chodzi o zastępstwa to… 18 nauczycieli dostało nienależne kwoty (łącznie: blisko 9000 zł).

Co na to Biuro Oświaty?

Ze względu na szereg nieprawidłowości stwierdzonych przez kontrolerów, zapytaliśmy Biuro Oświaty, czy jego pracownicy zrobili wszystko, jeśli chodzi o nadzór nad placówką.
To Dyrektor dokonuje wstępnej kontroli zgodności operacji gospodarczych i finansowych z planem finansowym oraz kompletności i rzetelności dokumentów. W przypadku stwierdzenia jakichkolwiek nieprawidłowości w opisie faktury, czy zastosowanej klasyfikacji budżetowej pracownicy Biura Oświaty informują o tym Dyrektora i proszą o wyeliminowanie błędów. – mówi Ewa Burzyk, dyrektor Biura Oświaty. - Decyzje dotyczące przyznawania świadczeń socjalnych podejmowane są w placówce w oparciu o Regulamin Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych oraz dokumenty składane przez pracowników szkoły. Pracownicy Biura nie mają wglądu w tę dokumentację, nie mają więc narzędzi do bieżącej oceny prawidłowości gospodarowania Funduszem. Jest to natomiast możliwe w trybie kontroli. Celem wzmocnienia kompetencji Dyrektorów w zakresie gospodarowania ZFŚS w dniu 23 stycznia 2018 r. Biuro Oświaty zorganizowało dla dyrektorów szkolenie pt. ”Zasady korzystania z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych od stycznia 2018 r., po zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych”. Podsumowując, obsługa placówek oświatowych prowadzona przez Biuro oświaty nie zdejmuje z Dyrektora placówki obsługiwanej odpowiedzialności za prawidłowe dysponowanie środkami określonymi w zatwierdzonym planie finansowym.

Zdaniem ekspertów

O lekturę protokołu pokontrolnego poprosiłem dwóch niezależnych specjalistów z zakresu edukacji i zarządzania oświatą. Poświęcili mi swój czas: Prof. UAM dr hab. Beata Jachimczak, była dyrektor Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Łodzi, a także Prof. zw. dr hab. Bogusław Śliwerski, Kierownik Katedry Teorii Wychowania Uniwersytetu Łódzkiego, którzy nigdy nie mieli nic wspólnego ze szkołą w Książenicach, grodziskim Biurem Oświaty i Urzędem Miasta. Ich opinie rzucają nowe światło na wnioski pokontrolne. Wypowiedzi ekspertów zamieściliśmy bez skrótów, wymuszonych przez objętość papierowego wydania Obiektywnej.

Prof. UAM dr hab. Beata Jachimczak, była dyrektor Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Łodzi:
Protokół z kontroli prowadzonej w szkole samorządowej, publicznej nie zawiera rażących uchybień w kontrolowanych zakresach (gospodarka finansowa i organizacja pracy szkoły). To, co dla mnie jest tu oczywiste, to najprawdopodobniej konflikt, który pojawił się w Radzie Pedagogicznej lub konflikt pomiędzy dyrektorem a Radą Rodziców. Z własnego doświadczenia zawodowego wiem, że tak szeroko zakrojone i obejmujące dłuższy okres funkcjonowania placówki kontrole często realizowane są przez organ prowadzący jako odpowiedź na skargę jednostkową lub grupową osób niezadowolonych z istniejącego stanu rzeczy. I oczywiście przyjmując, że dyrektor szkoły właściwie jednoosobowo odpowiada za jej organizację i finansowanie to należy pamiętać, że owo zarządzanie obwarowane jest wieloma przepisami, które dość często ulegają zmianom. To właśnie najczęściej jest przyczyną popełniania błędów lub pomyłek, które zostały również stwierdzone w tym przypadku. Jednak jak wskazano w protokole nie skutkowały one naruszeniem dyscypliny finansów i nie stanowiły podstawy do ukarania dyrektora. Nieodnotowanie pojedynczych przypadków nieobecności w pracy jest raczej dość powszechnym zjawiskiem. Kolejną podejmowaną kwestią jest dofinansowanie doskonalenia zawodowego i w wynikach kontroli nie znajduję potwierdzenia nieprawidłowości w tym zakresie. Skierowanie wicedyrektora na studia z zarządzania oświatą wydaje się uzasadnione chociażby dlatego, że staje się on pełniącym obowiązki dyrektora w przypadku nieobecności szefa i powinien posiadać wiedzę i kompetencje z tego zakresu.
To, co prawdopodobnie było przyczyną niezadowolenia ze strony osób wskazujących na nieprawidłowości, to brak lub niedostateczna komunikacja dyrektora z Radą Pedagogiczną i nie uwzględnienie jej głosu w podejmowaniu decyzji dotyczących rozwoju kadry pedagogicznej w szkole. Analizując zapisy pokontrolne dochodzę do wniosku, że jednym z problemów leżących u podstaw niezadowolenia jest często stawiane w placówkach edukacyjnych pytanie: od kogo jest ten dyrektor? Pytanie to niestety związane jest z uwikłaniem oświaty w politykę i najczęściej skutkuje subiektywną oceną postępowania każdej ze stron. Nie mamy także wielu doświadczeń w prowadzeniu mediacji pomiędzy "zwaśnionymi" stronami i odnoszę wrażenie, że coraz częściej, tak nauczyciele jak i rodzice, korzystają z tak zwanej "czwartej władzy", która też nie zawsze może pozwolić sobie na obiektywność. Warto byłoby w systemie edukacji zapewnić większą partycypację w monitorowaniu pracy placówki ze strony nauczycieli oraz rodziców i uczniów, ale jak pokazują badania, jest to proces "raczkujący" w naszym kraju i wymagający od wszystkich zainteresowanych stron zrozumienia wspólnotowości w zakresie praw i obowiązków. W analizowanym przypadku warto byłoby wskazać dyrekcji na konieczność dołożenia większej staranności w dokumentowaniu pracy oraz wesprzeć tę placówkę działaniami ewaluacyjnymi w zakresie jej zadań, panujących tam relacji oraz oczekiwań wszystkich podmiotów z określeniem możliwości i ograniczeń w ich realizacji. Ale na to musi być gotowość wszystkich stron konfliktu, który podejrzewam, że wciąż narasta.
W trakcie swojej pracy na stanowisku dyrektora Wydziału Edukacji w dużym mieście (ponad trzysta placówek oświatowych) wielokrotnie zdarzało mi się uczestniczyć w próbach rozwiązywania podobnych konfliktów i dziś z perspektywy minionego czasu muszę powiedzieć, że prawie w każdej z tych sytuacji nie udało się rozstrzygnąć jednoznacznie i bezspornie po której stronie "jest racja". W kilku przypadkach skończyło się tym, że dyrektor rezygnował ze stanowiska czując, że zaognienie konfliktu nie pozwoli na dalszą efektywną współpracę. Jednak zdecydowanie częściej to niezadowoleni pracownicy zmieniali miejsce zatrudnienia poszukując środowiska pracy odpowiadającego ich potrzebom i oczekiwaniom. Natomiast nie przypominam sobie odejść na taką skalę [w ciągu dwóch lat odeszło ponad 40 nauczycieli – przyp. red.] i ten fakt powoduje, że faktycznie należy postawić pytanie o umiejętności zarządzającego zespołem ludzkim dyrektora.
Jeśli prawdziwe są stwierdzenia przytaczane przez byłych współpracowników „Jak się nie podoba, to możecie zrezygnować z pracy! Ja tu rządzę!” to nie rokuje to dobrze dla przyszłego funkcjonowania placówki. Stanowisko "kto nie jest ze mną - jest przeciwko mnie" nie sprzyja atmosferze konstruktywnego analizowania pracy szkoły i budowania jej wizji uwzględniającej różnorodność potrzeb, oczekiwań i możliwości. Ocena dalszego rozwoju szkoły i utrzymania jej potencjału (o którym mówili nauczyciele i rodzice) będzie możliwa dopiero za jakiś czas. I być może z nowym zespołem uda się dyrektorowi utrzymać dobra passę ale możliwy jest też scenariusz zmiany zarządzającego po upływie jednej kadencji.
Co może zrobić samorząd? Art. 66 ust. 1 pkt 2 ustawy Prawo oświatowe mówi, że organ, który powierzył nauczycielowi stanowisko kierownicze w publicznej szkole (czyli organ prowadzący), może odwołać nauczyciela – w tym dyrektora – ze stanowiska kierowniczego „w przypadkach szczególnie uzasadnionych”, po zasięgnięciu opinii kuratora oświaty, jednak w rzeczywistości organ musi posiadać "mocne" argumenty potwierdzające rażące naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych. Przedstawiony protokół pokontrolny w omawianej placówce nie wykazał rażących nieprawidłowości. Jednak z powodu sposobu zarządzania przez dyrektora konflikt narastał i być może efektywnym byłoby skorzystanie (po pierwszych doniesieniach o problemie) ze wsparcia zewnętrznego mediatora, chociaż to też nie zawsze skutkuje rozwiązaniem sytuacji, o czym przekonałam się w swojej pracy.


Prof. zw. dr hab. Bogusław Śliwerski, Kierownik Katedry Teorii Wychowania Uniwersytetu Łódzkiego:
Jestem pedagogiem, więc nie analizuję zarządzania szkołami w sferze finansowej, a tylko i wyłącznie edukacyjnej.
Już po zapoznaniu się z tym dokumentem mogę jedynie stwierdzić, że Szkoła publiczna, a tym bardziej niepubliczna jest mikro państewkiem, w którym dyrektor ma ogromną władzę jako pracodawca. W badaniach nad nauczycielami większość pisze o tym, jak są traktowani przez dyrektora, jeśli nie znajdują się w gronie jego "zaufanych", "sojuszników", a tym bardziej, gdy krytycznie oceniają jego/jej działalność.
Zdecydowana większość nauczyciel, bo wszyscy spoza grona kierowniczego, nie ma wglądu w politykę finansową. Jedynie w tych szkołach publicznych, w których jest RADA SZKOŁY, członkowie tej rady mają nie tylko możliwość, ale i prawo do prowadzenia kontroli i oceniania zasadności wydatkowania środków publicznych, a w sprawach wątpliwych Rada Szkoły może złożyć wniosek do organu prowadzącego o przeprowadzenie takiej kontroli. Jednak w całym kraju takich rad szkolnych jest niespełna 2%. Tym samym, dyrektorzy szkół są poza kontrolą nie tylko nadzoru państwowego, bo ten pojawia się doraźnie, ale i publicznego, społecznego. Dyrektorzy szkół nie chcą, by takie rady powstały, bo byliby kontrolowani i oceniani nie tylko przez rodziców, ale także nauczycieli (tych spoza "dyrektorskiej sitwy" i... uczniów!). W 2013 roku opublikowałem raport z badań ogólnopolskich na ten temat.
Czym skutkuje powyższy stan rzecz? Ano tym, że po pierwsze dyrektor jako pracodawca jest przewodniczącym rady pedagogicznej. Tym samym ciało to jest "pod butem ze szpilkami" dyrektora. Nikt w czasie rady, albo niewielu podniesie kwestie drażliwe, krytykujące czy dociekające tego, co i jak czyni dyrektor. Krytyka jest "kiblowa", na zaciszu, ale nauczyciele muszą zmilczeć, jeśli nie chcą - jeśli nie stracić etat, to przynajmniej nie stracić szans na godziny ponadwymiarowe, nie dostawać zbyt wiele dodatkowych obowiązków poza dydaktycznych itp.
Jak widać z załączonego dokumentu - środki na doskonalenie nauczycieli wydaje się w istocie dla niektórych osób na ich wykształcenie, bowiem studia podyplomowe mają charakter kwalifikacyjny i doskonalący. Tego tu się nie rozróżnia, a to jest błąd, także prowadzącego kontrolę. Są nauczyciele bez kwalifikacji, którzy uzyskują je w wyniku ukończenia podyplomowych studiów kwalifikacyjnych, zamiast ukończenia studiów licencjackich. Trwają krócej, a pozwalają na prowadzenie zajęć dydaktycznych np. chemik może ukończyć studia podyplomowe z wczesnej edukacji i być nauczycielem klas 1-3. Absurd, ale prawnie dopuszczalny od 2009 do 2019!
Czy zatem takie sytuacje są demoralizujące? Są. Nauczyciele doskonale wyczuwają różne przekręty, o niektórych mają przecieki, ale ze względu na to, że chcą zachować miejsce pracy, milczą. Ewentualnie dadzą przeciek do prasy, ale wówczas ściga się tych, którzy coś ujawnili, a nie tych, którzy postąpili niegodnie.
Widać, że w tej szkole trzęsie dyrektor, skoro wicedyrektorzy nie mają określonego zakresu zadań. "Prywatny folwark". Oni mają wykonywać to, co im zleci, ale nie śmią jego nawet zastąpić, bo a nóż mieliby wgląd w kulisy zarządzania.
Ta kontrola była pod kątem finansowym, więc nie mogę wypowiadać się na temat poprawności klasyfikowania wydatków itp. chociaż, jak w przypadku tzw. szkoleń, pewne kwestie są rozpoznawalne dla niespecjalisty.
Samorząd powinien być zainteresowany tym, by w szkołach publicznych powstawały rady szkół, gdyż te mają prawną, ustawową możliwość sprawowania na co dzień nadzoru nad polityką mikro szkolną, nad jakością pracy nauczycieli, zasadnością wydatków i działań np. Rady Rodziców, samorządu uczniowskiego, organizacji harcerskiej itp.
Póki szkoły publiczne nie będą uspołecznione, poddane nie tylko kontroli, ale i pozytywnej partycypacji rodziców, nauczycieli i uczniów we wprowadzenie koniecznych zmian, innowacji, ewaluację, itp., tak długo władze państwowe nie będą w stanie walczyć z patologią wewnątrzszkolną.

Zalecenia pokontrolne

Wśród 24 zaleceń znalazły się m.in. konieczność zwrotu w sumie 1600 zł (wydanych w 2018 i 2019 roku na doskonalenie zawodowe nauczycieli niezgodnie z wytycznymi Gminy). Dyrektorka ma ponadto zwrócić w sumie ponad 3500 zł za nienależnie wypłaconą pomoc zdrowotną dla siebie (w 2017 r. brak dokumentacji potwierdzającej zasadność przyznania, w 2018 r. przyznanie jej w zbyt dużej wysokości).

Epilog, czyli hejterom mówimy: stop!

Na portalu Obiektywna.pl nie ma przyzwolenia na hejt. Dlatego, aby zamieścić komentarz pod artykułem musisz być zalogowany na fb. Wiemy, że inni mogą prowadzić zupełnie inną politykę, bo hejt to również klikalność…

Historia zatoczyła koło, w poprzedniej pracy P. Dyr w szklole w Radziejowicach czyż nie było podobnie?

To tylko jedno z kilkudziesięciu kłamliwych oskarżeń. Sprawdziliśmy to.

W czasie, gdy pani Krystyna Szymańska była dyrektorem Gimnazjum w Radziejowicach, organ prowadzący nie przeprowadzał kontroli doraźnych, ponieważ nie były zgłaszane nieprawidłowości w funkcjonowaniu placówki – odpowiedziała Mariola Ciężka, Wójt Gminy Radziejowice. – Odbywały się planowe kontrole zewnętrzne m.in. w zakresie nadzoru pedagogicznego, które nie wykazały nieprawidłowości. Nauczyciele nie zgłaszali zarzutów dotyczących nieprawidłowego wypełniania obowiązków przez dyrektora szkoły, w tym dotyczących mobbingu.

Dzisiaj łatwo rzucać oskarżenia, sypać plotkami jak z rękawa, dorzucać do pieca…

Podczas naszego, trwającego półtora miesiąca dziennikarskiego śledztwa, nie chodziło nam o medialne „grillowanie” dyrekcji, a o ustalenie prawdy. Była to żmudna praca, bo bierzemy odpowiedzialność za każde słowo. Weryfikacja tego, o czym mówili uczestnicy sporu była naszym priorytetem. Choć sprawa jest bardzo niewygodna dla samorządu, mogliśmy liczyć na dobry przepływ informacji zarówno w sekretariacie Burmistrza, jak i w Biurze Oświaty i żadne nasze pytanie nie pozostało bez odpowiedzi. Chcieliśmy dokładnie wyjaśnić każdą wątpliwość. Długość tego tekstu (10 stron maszynopisu) mówi sama za siebie, a przecież to nasza kolejna publikacja.

Dołożyliśmy również wszelkich starań, aby umożliwić zabranie głosu pani dyrektor i jej zwolennikom. Niestety, nikt do tej pory nie odezwał się do nas.

Przegrani

Przegranymi są nauczyciele, którzy musieli odejść ze szkoły z powodu, delikatnie mówiąc, atmosfery w pracy. Przegranymi są obecnie pracujący pedagodzy, bo to na nich zapewne spadnie odium zarzutów dyrektorskich. Wierzymy jednak, że osoby uczące w Książenicach robią wszystko, aby wzorowo wypełniać swoje obowiązki, niezależnie od tego, czy to podstawowe miejsce ich pracy, czy przez reformę oświaty, muszą uzupełniać etat w dwóch lub trzech placówkach. Przegranymi są przede wszystkim uczniowie, przed którymi egzamin ósmoklasisty, którzy nie wiedzą, czy w czerwcu ich ulubiony nauczyciel odejdzie do innej szkoły… Trudno w takiej niepewności się uczyć.


Ten, jak i wiele innych artykułów przeczytasz od środy, 20 kwietnia br., w numerze 5 naszej papierowej gazety!

W numerze między innymi:

  • Co zdradza raport dotyczący działań dyrekcji w szkole w Książenicach
  • Dostaną panele - chcę wyciąć drzewa
  • Wywiad z Burmistrzem Podkowy Leśnej
  • Kulisy odwołania przewodzniczącej Rady Miasta Milanówka Janiny Moławy
  • Życie powoli wraca do normy - o luzowaniu obostrzeń
  • Szpital Zachodni z maszyną do testów na koronawirusa
  • Niecodzienna wirtualna wystawa w mediatece
  • Podkowiańskie Lajfy
  • Nowy cykl historyczny
Polub nas na Facebook


To może Cię zainteresować: