W nocy 6 października o godz. 3:00 dyspozytorka prywatnego pogotowia ratunkowego w Grodzisku Maz. odebrała telefon od pacjenta leżącego na oddziale chirurgii w Szpitalu Zachodnim im. Jana Pawła II, który krwawił po operacji i szukał pomocy na zewnątrz, bo lekarz dyżurny mimo wezwań, nie przychodził.
 
Sprawa nabrała rozgłosu po tym, jak treść rozmowy pacjenta Szpitala Zachodniego z dyspozytorką pogotowia ratunkowego opublikował dziś na swojej stronie internetowej „Dziennik”. Za zgodą tej gazety przytaczamy jej kluczowe wątki:

Rozmowa z dyspozytorką prywatnego Pogotowia Ratunkowego Riemer
Dyspozytorka: Pogotowie ratunkowe w Grodzisku.
Pacjent: Dzień dobry, witam państwa, ja dzwonię ze szpitala w Grodzisku Mazowieckim. Miałem operację jelita grubego. A teraz dostałem krwotoku. A pan lekarz śpi i nawet nie chce do mnie przyjść.
D: Naprawdę jest pan teraz w szpitalu?
P: Tak, w szpitalu, w Grodzisku Mazowieckim.
D: A w którym miejscu pan teraz jest?
P: W szpitalu, na chirurgii. (...)
D: Pan jest na sali chorych?
P: Tak.
D: Która sala?
P: Piątka, na chirurgii. (...)
D: A mówił pan pielęgniarce?
P: Pielęgniarka przyszła i posprzątała całą krew, a lekarz nie raczył przyjść do mnie nawet. A cięcie na brzuchu było.
D: Rozumiem, dobrze, pan poczeka przy telefonie, ja oddzwonię, moment. (...)
Ale skąd była ta krew?
P: Poszła z żołądka. Wymiotuję, z żołądka poszła przez usta.
D: Dobrze, proszę pana, zainterweniujemy, dobrze, zadzwonię. (...)
 
Parę minut później rozmowa dyrektora prywatnego Pogotowia Ratunkowego Riemer z pielęgniarką Szpitala Zachodniego:
Pielęgniarka: Chirurgia.
Dyrektor pogotowia: Dzień dobry, pogotowie ratunkowe, mamy wezwanie na państwa oddział do pacjenta. Sala numer 5.
P: Tak... za chwileczkę. W tej chwili doktor jest zajęty, nie może podejść.
D.p.: Proszę pani, czy pani rozumie, mamy wezwanie do pacjenta, będącego na państwa oddziale. Wzywa pogotowie ratunkowe.
P: Tak jest.
D.p.: Tak i co?
P: W tej chwili doktor jest zajęty. Za chwileczkę podejdzie.
D.p.: Proszę pani, czy pani nie rozumie, jaka to komedia jest?
P: No wiem.
D.p.: No to nie wiem, mamy wysyłać karetkę, czy nie?
 
W kolejnej minucie rozmowa dyrektora prywatnego Pogotowia Ratunkowego Riemer z lekarzem dyżurnym oddziału chirurgii Szpitala Zachodniego:
Doktor: Tak, słucham.
Dyrektor pogotowia: Witam, pogotowie ratunkowe. Mamy wezwanie do waszego pacjenta na wasz oddział. Czy to prawda?
D: Nie, nie jest prawdą.
D.p.: Sala numer 5, pan (podaje nazwisko pacjenta). Prosi, by przyjechał do niego doktor, bo nikt do niego nie chce przyjść.
D: Dobrze, niech czeka. Ja mam krwawienie na oddziale, nie mogę się nim zająć. Ale przyjdę za chwilę do niego i nie będzie już dzwonił.
D.p.: Dobrze, dziękuję.

Sprawa wstrząsnęła dziś niemal całym krajem, bo informowały o niej ogólnopolskie media. Komentarz Dyrektor Szpitala – Krystyny Płukis udzielony redakcji telewizji TVN 24 w tej sprawie jest następujący:
Krystyna Płukis: Jesteśmy poruszeni całą tą sprawą. Ja nie kwestionuję tego nagrania, bo ono na pewno jest, skoro zostało wyemitowane. Rozmawialiśmy z rodziną pacjenta. Wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające, czy istotnie pacjentowi nie udzielono pomocy i czy miała być ona udzielona. Z informacji, jakie uzyskałam, wynika, że w tym czasie, kiedy pacjent dzwonił po lekarza, trwała interwencja lekarza dyżurnego u pacjentki leżącej na oddziale intensywnego nadzoru. U pacjenta pojawiła się pielęgniarka, która stwierdziła, że pacjent wymiotował, a w związku z tym, po wytarciu pacjenta, przyszła salowa, która wytarła podłogę. Pielęgniarka uspokoiła pacjenta, że zaraz do niego lekarz przyjdzie, tylko jest zajęty.
Pacjent prawdopodobnie zniecierpliwiony, bo dla niego ta sprawa rzecz jasna była najważniejsza i my to rozumiemy, nie czekał tylko wykonał telefon. (…) Świadkiem tego zdarzenia jest pacjent, który leżał obok i który złożył oświadczenie, że interwencja była skuteczna, bo przyszła pielęgniarka, zagrożenia nie było, wobec tego pielęgniarka nie wezwała drugiego lekarza ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego do pomocy, ponieważ sama dokonała oceny stanu, że nie jest on zagrażający.

Ordynator oddziału chirurgii Szpitala Zachodniego – dr doc. Jacek Pawlak zdarzenie to, również dla telewizji TVN 24, komentuje następująco:
Dr doc. Jacek Pawlak: Sytuacja jest absolutnie kuriozalna, dlatego że wszystkie podane fakty są nieprawdziwe. Pacjent nie krwawił, tylko zwymiotował herbatą. Był badany wieczorem na obchodzie przez lekarza. Nie było żadnych problemów, nie było żadnych dolegliwości. Również był badany rano w dniu następnym, czyli w sobotę (…). Był płaczliwy, był zdenerwowany i to wszystko.
TVN 24: To jest jakaś sprzeczność, bo wcześniej pani dyrektor mówiła, że lekarz nie pojawił się, nie udzielił pomocy, ponieważ był zajęty czymś innym. Pan twierdzi, że nie pojawił się przy łóżku pacjenta, dlatego że objawy nie wskazywały na potrzebę udzielenia pomocy…
Dr doc. Jacek Pawlak: Nie. Ja komentuję to krwawienie. Natomiast dokładnie było tak samo… W tym czasie dwie czy trzy sale obok lekarz dyżurny zmieniał opatrunek u chorej, która miała operowany zator jelit tętnicy głównej…
TVN 24: A czy to nie jest tak, że po prostu na oddziale za mało jest lekarzy? Mają Państwo jakieś problemy kadrowe?
Dr doc. Jacek Pawlak: Nie, nie mamy problemów kadrowych. Na dyżurze jest dwu chirurgów – jeden dyżuruje na oddziale, a jeden na Szpitalnym Oddziale Ratownictwa. Jeżeli jest potrzeba operacji doraźnej, a takie trzy operacje były wcześniej robione, to ci obaj lekarze operują. Natomiast dyżur jest pełniony w obrębie oddziału, sala opatrunkowa jest w obrębie oddziału.(…)
TVN 24: (…) Proszę powiedzieć jeszcze o tym postępowaniu wyjaśniającym, które się toczy. Rozumiem, że było jakieś zgłoszenie złożone na policji, bo nieudzielenie pomocy choremu to jest przestępstwo?
Dr doc. Jacek Pawlak: Nie było żadnego zgłoszenia do policji, była rozmowa z rodziną pacjenta, która absolutnie nie miała żadnych zastrzeżeń do postępowania lekarskiego, merytorycznego. Rodzina pacjenta nie wyraziła zgody na jakiekolwiek dalsze działanie i to jest inicjatywa pana dr Riemera – dyrektora czy tam kierownika, właściciela pogotowia ratunkowego, które jest jednostką prywatną i które stara się wszelkimi sposobami zdyskredytować ten szpital, bo istnieje uzależnienie przed najbliższym konkursem, który będzie za dwa tygodnie na kontraktowanie przez NFZ usług ratownictwa.
TVN 24: Czyli Pan sugeruje, że to, co się stało, mogło być elementem jakiejś rozgrywki między szpitalem, a prywatnym pogotowiem w Grodzisku Mazowieckim?
Dr doc. Jacek Pawlak: Nie sugeruję. Tak uważam. To jest moje zdanie. Jestem ordynatorem tego oddziału i bezpośrednio po tym, jak zaistniała ta sytuacja, kontaktowałem się z lekarzem dyżurnym szpitala, w którym ten chory był i tam nie było żadnych istotnych problemów. Natomiast w chwili obecnej ten pacjent już jest w domu.
TVN 24: A kiedy to wszystko się działo?
Dr doc. Jacek Pawlak: Tydzień temu. Noc z piątku na sobotę.
81-letni chory przeszedł onkologiczną operację jelita grubego. Była to dziewiąta doba po operacji. (…)
Na dyżurze nocnym są zawsze dwie pielęgniarki i pomagająca im salowa, jest lekarz dyżurny – specjalista chirurg, który ma pod swoją opieką wszystkich pacjentów leżących w 30–łóżkowym oddziale. Tego dnia było 27 chorych, w tym kilku znajdujących się w bezpośredniej dobie po operacji. Natomiast pacjent, o którym mówimy, był w 9 dobie, więc praktycznie nie było żadnego zagrożenia…
TVN 24: Ile czasu minęło, zanim lekarz wezwany do pacjenta dotarł i udzielił mu pomocy?
Dr doc. Jacek Pawlak: Nie mamy na ten temat zapisów, ale jest to kwestia kilku, kilkunastu minut. Tyle - ile trzeba, aby zdjąć zakrwawione rękawiczki, umyć ręce i podejść dwie sale dalej, czyli 5-6 metrów. Czyli myślę, że jest to kwietnia kilku minut.
TVN 24: Jeśli pomoc została udzielona na czas, to dlaczego rodzina następnego dnia rano zabrała pacjenta i przeniosła do innego szpitala.
Dr doc. Jacek Pawlak: To pacjent domagał się przeniesienia do innego szpitala. My do tej pory nie mamy żadnej pisemnej interwencji ze strony rodziny, dotyczącej niewłaściwego postępowania czy sposobu leczenia. Wiem skądinąd od lekarza dyżurnego, z którym się kontaktowałem w poniedziałek, kiedy dowiedziałem się o całej tej sprawie, że chory nie ma żadnych objawów zagrażających życiu, zdolności krążenia, niewydolności oddechowej.
TVN 24: Skoro mu nic nie zagrażało, to skąd pojawiły się te komentarze, że Państwo zaniedbaliście tego pacjenta, że to sytuacja nienormalna, że pacjent będący w szpitalu dzwoni na pogotowie ratunkowe? Kto w tej chwili nagłaśnia tę sprawę Pana zdaniem?
Dr doc. Jacek Pawlak: Ja myślę, że dyrektor szpitala pani Krystyna Płukis więcej na ten temat powie. Ja tylko chciałem powiedzieć taką rzec, że my średnio w ciągu miesiąca leczy od 150 do 180 chorych, wykonujemy około 120-130 operacji. Ten oddział funkcjonuje dwa i pół roku. Leczyliśmy i operowaliśmy ponad 5 tys. przypadków. Taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy i ona ma wyraźną zbitkę czasową z planowanym konkursem na usługi ratownictwa medycznego, do którego my przystępujemy i przystępuje osoba, która w moim odczuciu, ale to wyjaśnią prawnicy, w sposób bezprawny udostępniła nagrania dyspozytora pogotowia w Grodzisku Maz.
TVN 24: Właśnie. W tej sprawie podobno będzie toczone śledztwo w prokuraturze w Grodzisku Maz.?
Dr doc. Jacek Pawlak: Tak oczywiście, złożyliśmy doniesienie do prokuratury. Nie pozwolimy sobie na obrażanie nas, na lżenie. Spełniamy swoje obowiązki najlepiej jak możemy, czego najlepszym przykładem jest zdobywanie rokrocznie certyfikatów „Rzeczpospolitej”, gdzie mieścimy się w pierwszej dziesiątce. Jesteśmy pierwszym szpitalem na Mazowszu. W przyszłym tygodniu jesteśmy zaproszeni do redakcji, żeby otrzymać nagrodę. Nie wiemy którą, ale też na pewno w pierwszej dziesiątce, dla najlepszego szpitala, gdzie oceniane są obiektywne kryteria. Nie tylko leczenie, ale i opieka nad pacjentem, warunki socjalne, warunki bytowe, sposób odżywiania. Te rzeczy są wymierne i punktowane i tu nie ma żadnego kolesiostwa. Myślę, że to wysokie miejsce w rankingu najlepiej świadczy o pozycji, jaką ten szpital ma.

O komentarz w spawie wezwania pogotowia ratunkowego i w sprawie zarzutów, jakie padły ze strony dr doc. Jacka Pawlaka - ordynatora oddziału chirurgii Szpitala Zachodniego - pod adresem dyrektora Pogotowia Ratunkowego Riemer redakcja poprosiła tego ostatniego – Grzegorza Riemera:
Grzegorz Riemer: 6. października około godz. 3:00 w nocy zadzwonił pacjent Szpitala Zachodniego. Przebywał po operacji na oddziale chirurgicznym. Wystąpił u niego poważny problem zdrowotny i problem na linii kontakt pacjent – personel. Pacjent wezwał lekarza. Jak twierdził – lekarz do niego nie chciał przyjść, bo spał. Zaznaczam, że są to słowa pacjenta. Nie wiem, czy tak istotnie było, niemniej pacjent chciał, żeby przyjechało do niego pogotowie (…). Był bardzo zdeterminowany. Powiedział, że jeżeli nie przyjdzie do niego jakikolwiek lekarz, to on wyjdzie przed szpital i będzie wołał o pomoc.
O: Jak wynika z nagranych rozmów – zaraz zadzwonił pan do Szpitala Zachodniego. Czego się Pan dowiedział?
G.R.: Informację otrzymałem od dyspozytora, że takie wezwanie miało miejsce. Uznałem, że nie można jechać w ciemno, bo to jest kino, żeby pogotowie jechało na oddział szpitala, gdzie są lekarze, personel medyczny i oddział ratunkowy. Zadzwoniłem na oddział chirurgii szpitala. Na początku rozmawiałem z pielęgniarką, rozmawiałem potem z lekarzem, aby stwierdzić, że pogotowie rzeczywiście jest potrzebne. Odpowiedział, że zaraz pójdzie do pacjenta i ten na pewno przestanie dzwonić.
Ale na tym sprawa się nie skończyła. Rano zjawiła się rodzina pacjenta i po konsultacjach z chorym podjęła decyzję, że pacjent wypisze się ze szpitala na własne żądanie i zostanie przewieziony do szpitala w Sochaczewie. Pacjent ze zwykłej sali chorych w szpitalu grodziskim trafił na oddział intensywnej opieki medycznej w Sochaczewie.
O. I.: Dr Pawlak twierdzi, że pacjent wypisał się rano przez, cytuję „inicjatywę Pana Riemera”. Co Pan na to?
G. R.: Żadnej interwencji z mojej strony nie było, bo ja dowiedziałem się, że pacjent ma jechać do szpitala w Sochaczewie w sytuacji, kiedy rodzina pacjenta poprosiła nas o przetransportowanie chorego. Dopiero wtedy dowiedziałem się, co się dalej dzieje z pacjentem. Pan dr Pawlak po prostu konfabuluje i wymyśla niestworzone historie, zamiast najzwyczajniej przyznać się do tego, że w.I. skutek zamieszania doszło do takiej niesympatycznej sytuacji. Zamiast wyciągnąć z tego wnioski, to się szuka teorii spiskowej dziejów. Ja tego pacjenta nie znam.
O.I.: W wypowiedzi dr Pawlaka dla TVN 24 pojawiła się też taka kwestia, że cała ta sytuacja jest wynikiem rozgrywki między Pana pogotowiem, a Szpitalem Zachodnim przed mającym odbyć się niedługo konkursem na kontrakt ratownictwa medycznego. Jak Pan to skomentuje?
G.R.: Obecnie konkursu ofert jeszcze nie ma, bo nie został on ogłoszony. Każdy, kto ma zakład opieki zdrowotnej zarejestrowany u wojewody, ma prawo złożenia oferty. Decydujące znaczenie ma tu NFZ, a nie jakaś tam afera z pacjentem w tle, powstała w wyniku błędów w zarządzaniu placówką. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
Wreszcie trudno do mnie mieć pretensje, bo rzecz się wydarzyła nie u mnie w pogotowiu, tylko w szpitalu, gdzie jest rzesza ludzi. Zdarzenie to nigdy nie miałoby miejsca, gdyby ktoś pomyślał. Skoro z pacjentem działo się źle, to należało zapewnić mu minimum bezpieczeństwa, a nie zostawiać go samemu sobie. Jest to starszy człowiek, który zwyczajnie obawiał się o swoje życie i gdyby ktoś z personelu średniego, pielęgniarka była przy nim, choćby tylko po to, żeby „mieć na niego oko”, to pacjent czułby się bezpiecznie. W ogóle nie dzwoniłby na pogotowie i nie chciał przenosić się do innego szpitala.
Mówienie o tym, że pacjent w takim dobrym stanie został wypisany z oddziału nie jest prawdą, bo żaden pacjent w dobrym stanie nie trafia na intensywny oddział opieki medycznej.
O.I.: Ale podobno jest już w domu?
G.R.: Pacjent dzisiaj został wypisany do domu, a zdarzenie miało miejsce 6 października.
To zresztą nie jest pierwsza tego typu sytuacja, kiedy jechaliśmy do tego szpitala. Jechaliśmy już tam, kiedy pacjentka była odesłana z SOR, by sama pojechała do innego szpitala, a nie wolno było odesłać jej tzw. własnym transportem, bo poronienie w toku nie jest sytuacją, kiedy odsyła się pacjenta i pozostawia samemu sobie.
Na szczęście tu pacjent żyje i ma się już dobrze. Ta sprawa ma przede wszystkim wymiar moralny, bo sięga w tym przypadku całej służby zdrowia. W końcu ja też jestem lekarzem i wbrew pozorom, to też odbije się na mnie. Zostanie przypięta łatka – lekarze na dyżurach śpią i nie chcą pójść do pacjenta, a ci umierają.
Dotknie to całej służby zdrowia, która oczekuje więcej pieniędzy a mniej pracy, ale po drugiej stronie będzie kontrargument: Chcecie pieniędzy? A jak pracujecie? Ludzie mogą przez was umrzeć!
I jeszcze jedna rzecz: Szpital Zachodni otrzymał certyfikat, na którym jest napisane: „Szpital przyjazny dla pacjenta”. Skoro się chce pretendować do takiej jednostki i do imienia patrona, który posiada ten szpital, to niestety zobowiązuje. I pani dyrektor, zamiast doszukiwać się spiskowej teorii dziejów, może przyjrzałaby się, jak funkcjonują podległe jej jednostki. Może tu leży problem, może potrzeba tu silnej ręki.
Generalnie moje zdanie o Szpitalu Zachodnim jest dobre. Tu pracują dobrzy lekarze. Jest to nowoczesna dobrze wyposażona placówka, ale trafił się ktoś, kto doprowadził do takiej sytuacji i tu uważam pani dyrektor powinna wyciągnąć wnioski, a nie szukać wrogów zewnętrznych, bo tak jest najłatwiej.
O.I.: Dziękuję panu za rozmowę.
 
Z Grzegorzem Riemerem - dyrektorem prywatnego pogotowia ratunkowego rozmawiała Elżbieta Tryburcy
 
Treść pozostałych rozmów cytujemy za www.dziennik.pl i TVN 24
 
Z ostatniej chwili!
 
 
OśWIADCZENIE Dyrektor Szpitala Zachodniego - Krystyny Płukis w sprawie informacji na temat Szpitala Zachodniego, które zostały opublikowane w mediach 18.10.2007 r.
Cytujemy za www.grodzisk.pl
 
 
Szanowni Pacjenci
 
W dniu 18.10.2007 r. miał miejsce bezprecedensowy atak na Szpital, a pośrednio na Pacjentów leczących się w Szpitalu przez właściciela prywatnego Pogotowia Ratunkowego Pana G.R. w walce o wygranie konkursu na świadczenie usług medycznych w zakresie ratownictwa medycznego wartych kilka milionów rocznie.
Pan G.R. w interesie swojej firmy i swoim prywatnym naruszył dobre imię Szpitala Zachodniego i Jego pracowników ujawniając, będące w znacznej części tajemnicą lekarską, informacje o naszym Pacjencie i jego stanie zdrowia.
To działanie nasilone znaczną dawką złej woli nie zostało uzgodnione w żaden sposób z członkami rodziny i samym pacjentem.
Dlatego też, widoczny jest cel Pana G.R. polegający na umniejszeniu zaufania do publicznej pacówki zdrowia jakim jest Szpital.
Tym bardziej za niezgodne należy uznać działanie Pana G.R., iż nasz pacjent znajdował się w stanie stabilnym, leżał na ogólnej sali chorych pod stałą opieką lekarską i pielęgniarską.
Szpital podjął kroki prawne zarówno karne jak i cywilne, wobec Pana G.R., a także powiadomiona została przez lekarzy Okręgowa Izba Lekarska w Warszawie.
Jako przedstawiciel i reprezentant załogi zapewniam, że usługi świadczone przez Szpital pozostaną nadal na wysokim poziomie, a dobro Pacjenta, mimo znanych powszechnie trudności, będzie najważniejsze.
 
Dogłębnie poruszona
Dyrektor Szpitala Zachodniego
im. Jana Pawła II
Krystyna Płukis
 
 
Polub nas na Facebook


To może Cię zainteresować: