W ostatnich latach co pewien czas w Pruszkowie powraca temat naprawy jazu na rzece Utracie. Problem niby prosty, ale od lat nierozwiązany. Szybkiej zmiany tego stanu rzeczy żądają społecznicy i mieszkańcy Malich, którzy obwiniają jazu za liczne podtopienia w okresie mokrym i za problemy związane ze stawami Potulickich w okresie suszy. Czy uda się rozwiązać ten problem?

Jaz na Utracie powstał, by w okresach suchych spiętrzyć wodę na rzece w celu zasilenia nią stawów w Parku Potulickich. Powstał prawdopodobnie w latach 70-tych minionego wieku. Niestety, od lat niekonserwowane urządzenie jest zablokowane i zamiast pomagać – przynosi szkody. Efektem tego w okresach mokrych jest zbytnie spiętrzenie wody powodujące podtopienia. W okresach suchych stawy nie są zasilane odpowiednią ilością wody, co zdaniem społeczników, przyczyniło się już do masowego śnięcia ryb w latach poprzednich.

Strat jest znacznie więcej. W wielu piwnicach domów mieszkańców Malich stoi woda. W ostatnim czasie do rzeki przewrócił się kilkusetletni dąb – pomnik przyrody. Skutki awarii jazu są jednak dużo szersze. W zeszłym roku zalana została nowo budowana ścieżka rowerowa w Michałowicach. Z brzegów wystąpiła wówczas rzeka Raszynka, która nie miała jak wlać się do nadto spiętrzonej Utraty. Woda rozlewa się też na okoliczne łąki, podnosząc w okolicy poziom wód gruntowych.

Nikt nie kwestionuje potrzeby remontu i naprawy jazu. Problemem jest to, kto ma to zrobić. – O sprawie awarii jazu na rzece kilka razy informowaliśmy pisemnie Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie – mówił Prezydent Pruszkowa Paweł Makuch. – Gmina Pruszków posiada zezwolenie wodnoprawne na piętrzenie wody za pomocą jazu na potrzeby układu wodnego w Parku Potulickich wydane przez Starostwo Powiatowe w Pruszkowie. Za możliwość piętrzenia gmina wnosi do Wód Polskich stosowne opłaty. W trosce o znalezienie właściwego, wspólnego rozwiązania sprawy, gmina zleciła wykonanie ekspertyzy, która opisywała wstępnie stan urządzenia, potrzeby w zakresie jego naprawy (z propozycją różnych wariantów) jak również szacunkowe koszty. Opracowanie zostało przesłane do PGW Wody Polskie z propozycją zawarcia porozumienia w zakresie wykonania projektu technicznego oraz wykonania naprawy jazu. Wystąpienia miasta pozostawały bez odpowiedzi.

Niestety, Wody Polskie nie uważają się za właściciela jazu. – Zgodnie z informacjami uzyskanymi z PGW Wody Polskie jaz nie znajduje się w ewidencji prowadzonej przez ten organ, wobec tego poddaje w wątpliwość właścicielstwo co do tego urządzenia – informował nas Paweł Makuch. – Obecnie trwa postępowanie w Wojewódzkim Inspektoracie Nadzoru Budowlanego w celu ustalenia właściciela urządzenia oraz jego naprawy.

Inaczej na tę sprawę patrzą jednak społecznicy i mieszkańcy Malich, oczekując szybkich działań przede wszystkim od władz Pruszkowa. Skutkiem tego był „Protest przeciwko zaniedbaniom”, zorganizowany w minioną niedzielę przez Arka Gębicza – prezesa stowarzyszenia „Za Pruszków”. Podczas protestu, na który, oprócz mieszkańców Malich, przybyli radni Anna Maria Szczepaniak i Olgierd Lewan, oczekiwano natychmiastowych działań. Jak tłumaczył Arek Gębicz, koszt jego naprawy to około 500 tys. zł. To nie jest duża suma dla budżetu miasta wynoszącego 400 mln zł rocznie. Problemem jest jednak przestrzeganie dyscypliny finansów publicznych. – Jedyna obawa związana jest z Urzędem Zamówień Publicznych, który mógłby zgłosić zastrzeżenia, że miasto wydało pieniądze na budowlę niebędącą jego własnością – mówił Arek Gębicz. – W polskim prawie jest jednak coś takiego, jak stan wyższej konieczności. To na przykład awaria, w wyniku której mieszkańcy doznają szkody. Urząd Zamówień Publicznych, badając sprawę, z pewnością wziąłby to pod uwagę i Panu Prezydentowi włos by z głowy nie spadł, tym bardziej, że dysponuje poparciem wszystkich radnych. Działając w stanie wyższej konieczności, miasto powinno naprawić jaz, zapłacić wykonawcy fakturę, a potem przedstawić do zapłaty Wodom Polskim i ewentualnie pójść do sądu. Po kilku latach nasz urząd wygrałby sprawę i odzyskał pieniądze – tłumaczył Arek Gębicz. Zwracał on też uwagę na poparcie radnych w tej sprawie, którzy powołali w styczniu specjalną komisję ds. jazu. Niestety, komisja ta, oprócz nadania odpowiedniej rangi problemowi, ma niewielki wpływ na jego rozwiązanie.

Czy ta z pozoru błaha sprawa zostanie szybko rozwiązana? Niestety, niejasny stan prawny wielu urządzeń technicznych bardzo często wychodzi i mści się w momencie ich awarii. Są to często konsekwencje wielu lat zaniedbań. Ważne jednak, by w takich sytuacjach wszystkie instytucje związane z danym urządzeniem stanęły na wysokości zadania i skoncentrowały się na rozwiązaniu problemu – zwłaszcza w sytuacjach, gdy konsekwencje ich zaniechań dotyczą zwykłych ludzi. W sprawie jazu zwróciliśmy się też zapytaniami do Wód Polskich i Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Liczymy, że problem uda się szybko rozwiązać.

Polub nas na Facebook


To może Cię zainteresować: